SLD więcej musi
Miller, siadając do stołu z Kaczyńskim, zanegował istotę III RP
Jak to Leszek Miller w panice po przegranych wyborach samorządowych wkręcił się w awanturę antysystemową razem z Jarosławem Kaczyńskim – można opowiadać na różne sposoby. I tak się po prawdzie dzieje. A to, że to jest rozpaczliwy sposób na przykrycie klęski SLD, a to, że jest to osobista gra przewodniczącego Sojuszu, zagrożonego wewnątrz partii rachunkiem za tę klęskę.
Kiedyś Ewa Milewicz napisała pamiętne słowa, że Sojuszowi Lewicy Demokratycznej – ze względu na pamięć przeszłości i ciężar win historycznych – we współczesnej, wolnej i demokratycznej Polsce mniej wolno. Że musi miarkować swoje ambicje i swoje gry, niejako wkupywać się do nowej rzeczywistości, codziennie przekonywać opinię publiczną, że jak najbardziej pasuje do tej nowej Polski, że ją szanuje i podporządkowuje się jej porządkom. Coś było do rzeczy.
I w sumie, trzeba przyznać, że ogólnie oceniając rolę tej formacji w minionych dziejach III RP, kierowanej przez takie postaci jak Aleksander Kwaśniewski, Józef Oleksy, Marek Borowski, Włodzimierz Cimoszewicz i oczywiście Leszek Miller, ta ocena wypada pozytywnie, nawet bardzo pozytywnie. Postkomuniści pokazali, że nie tylko zmieścili się w tej Rzeczpospolitej, ale ją także budowali, pomagali w integracji z Europą, w polityce gospodarczej. I w ogóle. Oczywiście mieli fatalny koniec swoich rządów zakończonych aferą Rywina. Jednak nawet z tą porażką mieścili się w jakiejś średniej porażek politycznych kolejnych ekip rządzących Polską po 1989 r.
Teraz Leszek Miller tę prawdę, tę legendę wyrzucił na śmietnik. Siadając do stołu razem z Jarosławem Kaczyńskim, razem z IV RP, zanegował istotę Trzeciej RP, która tym się charakteryzuje, że nigdy nie zgodzi się ze swoimi zaciekłymi wrogami, bo oni zagrażają jej demokratycznej istocie.