Powiedzieć, że Brudziński jest dziś najbliżej prezesa, to zdecydowanie za mało. Jeśli chodzi o pozycję w partii, Brudziński nie ma sobie równych. Popatrzmy na obecne otoczenie Jarosława Kaczyńskiego. Jest pierwszy wiceprezes Adam Lipiński, zaufany, od zawsze przy prezesie, ale w partii mówią, że coraz bardziej wycofany, dodają, że „na własne życzenie, że ma jakieś problemy osobiste”. Jest wiceprezes Mariusz Kamiński, ale on pielęgnuje swój warszawski ogródek, a sprawy całej partii już tak bardzo go nie zajmują. Częściej niż przy Nowogrodzkiej, w kwaterze głównej PiS, bywa w stołecznej siedzibie partii przy Koszykowej. Wiceprezes Antoni Macierewicz jest potrzebny, aby dopieszczać zamachowy elektorat smoleński, jednak w partii nie ma wiele do powiedzenia. I jeszcze wiceprezes Beata Szydło, która po odejściu w dość tajemniczych okolicznościach skarbnika Stanisława Kostrzewskiego (wpływowego w partii, ale szerzej znanego jako ojciec Małgorzaty Rozenek – Perfekcyjnej Pani Domu) zakopała się w partyjne faktury. Jest szef klubu Mariusz Błaszczak, który, jak słychać w partii, osiągnął już raczej szczyty kariery. Wreszcie Andrzej Duda, kandydat PiS na prezydenta, ale to może być postać pełniąca – zachowując proporcje – podobną rolę jak niegdyś Lech Kaczyński, który był kimś od zajmowania ważnych państwowych funkcji, ale partią się nie zajmował.
No i jest Joachim Brudziński, nie wiceprezes, ale ktoś o wiele ważniejszy, szef Komitetu Wykonawczego PiS, ktoś w rodzaju sekretarza generalnego partii odpowiedzialnego za struktury terenowe. Samo serce partii.
Zdany test prezesa
Dziś to Joachim Brudziński kontroluje każdy partyjny odcinek, w każdym miejscu ulokował ludzi, którzy coś mu zawdzięczają.