Wrażenia marketingowej rutyny nie zatrą wysokobudżetowe, „entuzjastyczne” konwencje, jak ta promująca w ostatnią sobotę kandydata PiS Andrzeja Dudę (w najbliższą sobotę otwarcie ma mieć Magdalena Ogórek), kiedy to zwycięstwo, w imprezowym uniesieniu, wydawało się być na wyciągnięcie ręki. Paradoksalnie konwencja potwierdziła specyficzną niesamodzielność kandydata PiS, który – jak wynikało z przemówienia – właściwie całą swoją tożsamość i tytuły do aspirowania do urzędu zawiesił na postaci Lecha Kaczyńskiego. Nie świadczy to, wbrew dość naiwnym zachwytom nad jego wystąpieniem, o mentalności lidera i zwycięzcy. Już wiadomo, że Duda większy od byłego prezydenta z PiS nie będzie, bo nie wypada. Zabawnie za to wypadła jego deklaracja, że nie będzie tylko notariuszem ani strażnikiem żyrandola. Już można sobie wyobrazić (gdyby PiS przejął na jesieni władzę) jego samodzielną politykę i wetowanie ustaw proponowanych przez Jarosława Kaczyńskiego.
Ktoś trafnie zauważył, że kandydat Duda skopiował z wyborów amerykańskich nie tylko formę konwencji, ale i jej treść, jakby ubiegał się o stanowisko jednoosobowego szefa rządu.
W tle imprezy dużo mówiło się o wystąpieniu bliskiego PiS historyka z Krakowa prof. Andrzeja Nowaka, kreowanego na prezydenta kandydata tej partii przed nominowaniem Dudy. Przemówienie miało zostać wygłoszone podczas konwencji, ale, oficjalnie z powodu choroby mówcy, zostało upublicznione jedynie jako list, w którym bardzo poważany na prawicy profesor, krytykując między wierszami dotychczasową kampanię i nawołując do większego otwarcia PiS na nowe środowiska, pisze: „nie będzie żadnym sukcesem druga tura”. Oczekuje od PiS przedstawienia już teraz także kandydata na premiera, twierdząc, że nie powinien to już być, również z racji wieku, Jarosław Kaczyński.