Przygotowanie projektu ustawy o leczeniu niepłodności zajęło resortowi zdrowia 10 lat. Metoda zapłodnienia pozaustrojowego (in vitro), jeśli ustawa wejdzie w życie w kształcie który został przyjęty we wtorek na posiedzeniu rządu, będzie dostępna tylko po wyczerpaniu innych metod leczenia niepłodności, stosowanych przez co najmniej rok. W krótszym terminie lub bez stosowania innych metod zainteresowani musieliby udowodnić, że „zgodnie z aktualną wiedzą medyczną nie jest możliwe uzyskanie ciąży w wyniku zastosowania tych metod”.
Najnowszy projekt zmniejsza też dopuszczalną liczbę tworzonych zarodków z 8 do 6. Optowali za tym Michał Deskur, wiceprzewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów, i minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. To ich inicjatywa doprowadziła do zmiany w projekcie. Ostatecznie nie zdecydowano się ograniczyć korzystania z tej procedury tylko do małżeństw, których, jak podkreślał Deskur (bratanek kardynała Andrzeja Marii Deskura), „trwałość i stabilność, dają największą szansę na rozwój dziecka w optymalnych warunkach”.
Będzie jednak mała furtka dla par, którym ustawa pozwoli na zwiększenie liczby zarodków ze względów medycznych. Będą one musiały spełnić jedną z trzech przesłanek: wiek kobiety powyżej 35 lat, współistniejące z niepłodnością inne choroby i wcześniejsze, nieskuteczne leczenie metodą zapłodnienia pozaustrojowego.
Według Anny Krawczak ze Stowarzyszenia Nasz Bocian ograniczenie liczby zapładnianych komórek jest dobrym rozwiązaniem. „Skoro niewykorzystanych zarodków nie można przekazać na cele naukowe ani zniszczyć, w interesie pacjentów jest tworzenie możliwie najmniejszej ich liczby” – podkreśla.