Po zatwierdzeniu konwencji przez Senat (5 marca) prezydent mógł ją podpisać albo zawetować i skierować do Trybunału Konstytucyjnego. Na decyzję miał 21 dni. Wystarczyło dziewięć.
Wypowiedzi prezydenta, których udzielał tuż po przyjęciu ustawy przez Sejm (6 lutego), sugerowały, że ma on wątpliwości dotyczące zasadności ratyfikowania konwencji. „Nie wiem, nie znam tego, jak się zapoznam, to będę mógł odpowiedzieć, czy jest to jakiś delikt poważny” – mówił w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską.
Jak pisała na blogu Anna Dąbrowska, „dzięki tym zapowiadanym już analizom i konsultacjom Komorowski chce się wytłumaczyć przed konserwatywnym elektoratem”.
O decyzji prezydent Komorowski poinformował dziennikarzy podczas spotkania w Poznaniu.
Senat za konwencją – choć nie bez kłopotów
W stuosobowej izbie za ratyfikacją konwencji głosowało w sumie 49 posłów. Przeciw: 38. W sumie zagłosowało 88 osób. Z dyscypliny w PO wyłamało się czterech senatorów: Tadeusz Arłukowicz, Stanisław Iwan, Jan Filip Libicki i Tadeusz Kopeć. Jedenastu w ogóle nie głosowało (wśród nich Andrzej Grzyb, Helena Hatka, Kazimierz Kleina, Marek Konopka oraz Maria Pańczyk-Pozdziej).
Już w czasie prac nad konwencją wśród senatorów zarysowały się duże podziały. Dwie komisje – rodziny, polityki senioralnej i społecznej oraz człowieka, praworządności i petycji – rekomendowały odrzucenie ustawy zezwalającej na ratyfikację. Dwie inne – spraw zagranicznych oraz nauki, edukacji i sportu – opowiedziały się za jej przyjęciem.