Andrzej Duda wsiadł do dudabusu, objechał już ponad sto powiatów [POLITYKA 10], zorganizował głośną konwencję. Ta ruchliwość, którą tak wielu chwali, została wymuszona okolicznościami. Kandydat PiS musiał zacząć od budowania poparcia we własnych szeregach. Idzie mu to sprawnie, ale jak na razie nie udało mu się osiągnąć nawet wyniku, na który może liczyć partia (według ubiegłotygodniowego sondażu Millward Brown dla TVN Duda otrzymałby 27 proc. głosów, PiS – 35 proc.). Niemniej to właśnie kandydat PiS narzucił tempo tej kampanii. I chociaż Bronisław Komorowski miał na starcie lepszą sytuację – bardzo wysokie zaufanie społeczne (CBOS: 75 proc.) i poparcie rzędu 65 proc. (styczeń) – już widać, że odpuszczenie pierwszej fazy kampanii przyniosło większe straty, niż zakładano.
– Bronisław Komorowski próbuje teraz z zadyszką nadążyć za Andrzejem Dudą. Bo założenie w PO było takie, że prezydentowi reelekcja się należy – uważa wiceprezes PiS Beata Szydło. W Platformie daje się wyczuć niepokój. I choć oficjalnie politycy tej partii zapewniają, że Komorowski bez problemu wygra w pierwszej turze, w prywatnych rozmowach przyznają, że druga tura wyborów stała się realna.
Dlatego pod koniec ubiegłego tygodnia szef sztabu prezydenta Robert Tyszkiewicz ogłosił wejście w drugi etap kampanii i start „maratonu poparcia Bronisława Komorowskiego”. Pod takim hasłem zorganizowano sobotnią konwencję prezydenta. Nie było co prawda konfetti i baloników, którymi podczas konwencji Dudy tak zachwycili się komentatorzy, ale wjeżdżający na halę bronkobus też robił wrażenie. Były flagi, wielkie „lajki”: „głosuję na Bronka”, tablice z hasztagami: „#popieramKomorowskiego” i ponad 3 tys.