Sama to zapowiedziała. Muszę więc być wcześniej od niej. Powiedzmy piątego we wtorek. Nie będę ciężko pracował, bo nie lubię. Lekko sobie coś popiszę, na przykład „Traktat wierszem o Polsce szczęśliwej”. Będzie taka, bo zbudują ją Jarubas, Ogórek i Duda. Przepraszam, prezydent Duda, bo słyszałem w telewizji, że tak zwracali się do niego wszyscy koledzy z PiS. No, jeden nie.
Gdy Duda był podejmowany w Radiu Maryja, do rozgłośni zadzwonił niejaki Jarosław z Warszawy. Tak się przynajmniej przedstawił. Rozpłynął się nad Dudą i jego zaletami, a na koniec nazwał go „intensywnym katolikiem”. Bardzo dobre określenie. Ta intensywność ujawniła się już dwa lata temu, gdy ów katolik podpisał się pod projektem ustawy, w myśl której lekarze stosujący in vitro byliby karani więzieniem.
Od kampanijnych obietnic wkrótce odpadnie mi mój łysy łeb: od nowa „napiszą prawo”, nawiążą zerwane nici gospodarcze, potraktują priorytetowo „wyzwanie demograficzne”, zwiększą liczbę żołnierzy pod bronią, pomogą najbiedniejszym, zapewnią darmowe leki emerytom, ochronią górników i rolników, podwyższą dodatki na dzieci, uwolnią energię przedsiębiorców (!), opodatkują instytucje finansowe i hipermarkety, zlikwidują połowę wydziałów na uczelniach, bo kształcąc filozofów, tylko zwiększają bezrobocie. Dorosłych mężczyzn wyślą raz w roku na kilkutygodniowe ćwiczenia obronne, a z myśliwych utworzą gwardię narodową. Co najważniejsze, nikt nie będzie machał szabelką w kierunku Putina, tylko po prostu do niego zadzwoni i powie: Władimir, to co robisz z Ukrainą, nie jest dobre również dla ciebie ani dla Rosji.
Ścigają nas kandydackie fantasmagorie, które nie mają nic wspólnego z urzędem prezydenta. Ale te sielskie obrazki z błękitnym niebem nad Polską mącą czarne jak błoto wiadomości.