Kraj

Smutek profesora

O antysemityzmie w Polsce napisano już bardzo dużo: że jest, że go nie ma, że nie przesadzajmy… Natomiast rzadko spotyka się przekonanie, że zjawiska tego nie da się zwalczyć, że tej zarazy nie uda się wyplenić. Profesor Marcin Król, historyk idei, pisze w swojej nowej książce „Byliśmy głupi”, że wprowadzenie przeciwko Mazowieckiemu w wyborach prezydenckich 1990 r. „niespodziewanie silnego wątku antysemickiego” było dla niego zaskoczeniem. Kiedy komuniści w 1968 r. odnowili propagandę antysemicką, „dla wielu z nas było to zupełnie niezrozumiałe”. Nie wiedzieli, kto jest Żydem, nie znali z doświadczenia własnego, co to jest antysemityzm. Naturalnie, wiele manifestacji antysemickich było organizowanych odgórnie, ale podskórne i jawne poparcie dla antysemityzmu bez Żydów dało się natychmiast odczuć – wspomina Król.

W zaskakującym wyznaniu Marcin Król (ur. 1944 r.) pisze, że do 1967 r., czyli chyba do końca studiów na UW, dotrwał w błogiej nieświadomości dotyczącej kwestii polskiego antysemityzmu, a nawet nie zdawał sobie sprawy, że wielu przyjaciół, znajomych i profesorów jest – jak to mówiono – „pochodzenia żydowskiego”.

Kiedy Marcin Król zobaczył zbrodnię antysemityzmu w 1968 r. (był w opozycji studenckiej i trafił do więzienia), dostrzegł całą jej ohydę i rozmiary zagrożenia. „Polskie społeczeństwo, a w każdym razie niektóre jego grupy, od dawna były podatne na antysemityzm”, być może podobnie jak w innych krajach. „W 1968 roku nie wymyślono antysemityzmu, ale po raz drugi, powtarzając wzorzec endecki, posłużono się drzemiącym antysemityzmem w celach politycznych. Wstrętna morda Polaka antysemity ujawniła się ze zdumiewającą łatwością”.

Polityka 17.2015 (3006) z dnia 21.04.2015; Felietony; s. 102
Reklama