Tak wyrównanych zawodów w historii naszej demokracji jeszcze nie mieliśmy, nawet pamiętając o pojedynku Aleksandra Kwaśniewskiego z Lechem Wałęsą w 1995 roku. To właściwie jak rzut monetą. Zadecydować może tysiąc czy kilkadziesiąt tysięcy głosów – mówił w Poranku Radia TOK FM Jerzy Baczyński.
Według niego aż do podania oficjalnych wyników potrwa polityczny rollercoaster. – Dwupunktowa przewaga Bronisława Komorowskiego w sondażach to tyle, co nic. Kto wie, czy poznamy wynik w niedzielę wieczorem. Pewnie trzeba będzie poczekać do poniedziałku – mówił redaktor naczelny POLITYKI.
Wspomniał o najnowszej symulacji wyników wyborczych przygotowanej przez Politykę INSIGHT. Uwzględnia ona prawdopodobne przepływy wyborców, a także wpływ frekwencji na rezultat. Zgodnie z nią Andrzej Duda na starcie miałby przewagę kilkuset tysięcy głosów. Natomiast ta przewaga topnieje w miarę wzrostu frekwencji. Mniej więcej o 60–70 tys. głosów przy każdym 1 proc. wzrostu frekwencji.
– Być może więc w ciągu niedzieli będziemy mogli oszacować wynik właśnie na podstawie danych PKW o liczbie osób, które w ogóle poszły zagłosować – dodał Baczyński.
Polska jak USA
Na znaczenie każdego głosu zwrócił także uwagę inny gość audycji Janiny Paradowskiej, Piotr Kraśko. – Jeżeli wyborcy mogli mieć czasem wątpliwości co do tego, czy ich głos coś w kraju zmienia, to nie tym razem – ocenił. Według niego Polacy tym razem czują, że od ich decyzji rzeczywiście zależy kształt Polski w najbliższych pięciu latach.
Porównał to do przypadku wyboru George’a Busha, gdy 500 głosów na Florydzie przesądziło o tym, kto został prezydentem Stanów Zjednoczonych.