Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Walet bije króla

Prezes PiS chce podległości rządu wobec prezydenta. To bezprawna i niebezpieczna zabawa

Jarosław Kaczyński Jarosław Kaczyński PiS / Facebook
Prezes Kaczyński mówi, że ktokolwiek będzie premierem, musi z góry złożyć Andrzejowi Dudzie dymisję z podpisem i bez daty.

Większość komentatorów pyta: czy nowy prezydent Andrzej Duda zdobędzie jakąkolwiek samodzielność wobec przywódcy PiS, Jarosława Kaczyńskiego? Bo porównanie obu postaci wypada na niekorzyść Andrzeja Dudy: jest człowiekiem wyciągniętym z niebytu, a Jarosław Kaczyński to polityk, który nie tylko stworzył ogromną polską partię polityczną, która już raz rządziła krajem, ale ma doświadczenie, zaplecze finansowe i kadrowe oraz przywództwo nad ogromnym aparatem i w Warszawie, i w terenie.

Tymczasem Jarosław Kaczyński sam rozstrzygnął niespodziewanie te wątpliwości. To Andrzej Duda nim pokieruje. W obszernym wywiadzie telewizyjnym prezes Kaczyński zapowiedział dwie rzeczy. Pierwsza, że prezydent wskaże premiera. Tak się dzieje w Polsce i w wielu krajach.

Zwyczaj konstytucyjny każe, by prezydent proponował misję utworzenia rządu politykowi ze zwycięskiej w wyborach parlamentarnych partii. Zwykle szefowi partii, ale niekoniecznie: we Francji prezydent Valéry Giscard d’Estaing powierzył tekę premiera mało wtedy znanemu profesorowi ekonomii Raymondowi Barre’owi, który szefem partii nie był. To jest prerogatywa prezydenta: ostatecznie parlament decyduje, czy premier zdobędzie wotum zaufania.

Druga rzecz jest sensacyjna. Prezes Kaczyński mówi, że ktokolwiek będzie premierem, musi z góry złożyć Andrzejowi Dudzie dymisję z podpisem i bez daty. Słowem: prezydent trzyma sobie taki papier w biurku i posługuje się nim, kiedy chce. Takich gotowych listów poddańczych wymagają czasem premier Wielkiej Brytanii wobec swoich kandydatów na ministrów czy prezydent Francji wobec swoich. Ale w tych mocarstwach premier i prezydent niepodzielnie rządzą całym gabinetem.

W Polsce konstytucja inaczej rozkłada podział władzy. Prezydent rzeczywiście powołuje rząd, ale nie ma uprawnień do jego kontrolowania.

Reklama