„Inercja prokuratury powoduje, że obywatele są przeświadczeni o słabości państwa”
Piotr Pytlakowski: – Jak z punktu widzenia fachowca ocenia pan proceder podsłuchiwania w restauracjach? Czy to jest nowy rodzaj przestępstwa, który będzie się upowszechniał?
Adam Rapacki: – Absolutnie tak. To powinno być ostrzeżeniem dla wszystkich. Urzędnicy, politycy i biznesmeni muszą się nauczyć, że w miejscach publicznych trzeba panować nad językiem i nie ujawniać swoich tajemnic, tajemnic firmy czy instytucji. Według mojej wiedzy to, co się wydarzyło w warszawskich restauracjach, miało na celu pozyskanie przez sprawców informacji do własnych planów biznesowych. W przyjaznej atmosferze restauracji ludzie, którzy czuli się tam bezpieczni, wpadali w zastawione sidła. Ten proceder prowadzono przez długi czas. Z takimi działaniami trzeba się liczyć tym bardziej, że na rynku dostępne są różnego rodzaju środki techniki, które można kupić bez żadnej kontroli za nieduże pieniądze.
Chodziło wyłącznie o cele biznesowe? Skutki są jak najbardziej polityczne.
To stało się niejako przy okazji, opozycja skrzętnie wykorzystuje całe zamieszanie. Prokuratura sprawdza też, czy motywem nie był szantaż. Zjawisko podsłuchiwania, podglądania ludzi i wykorzystywania tego do szantażu czy wymuszeń jest znane już od wielu lat, szczególnie od kiedy technika stała się ogólnie dostępna. Znane były takie przypadki w agencjach towarzyskich. Grupy przestępcze zarządzające agencjami towarzyskimi instalowały w – nazwijmy to – pokojach uciech monitoring, później ustalały, kto był gościem takiego lokalu, i jeżeli była to osoba z tzw. świecznika, szantażowali ją.
Kto w sprawie podsłuchów, a potem ujawnienia przez Zbigniewa Stonogę akt śledztwa okazał się bardziej nieporadny: służby czy prokuratura?