Jeśli bowiem spełnią się proroctwa przejęcia władzy wykonawczej w państwie przez instrumentalnie traktujące prawo (dowodem czasy IV RP) PiS oraz jawnie antysystemowy ruch Kukiza (z wszystkimi jego narodowymi akolitami), to rola rzecznika praw obywatelskich (oraz innych filarów państwa prawa w rodzaju Trybunału Konstytucyjnego, sądów i mediów) może okazać się kluczowa.
Adam Bodnar tymczasem już tylko aktywnością w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka dowiódł, że może nawiązać do tradycji najlepszych polskich ombudsmanów – tych, dla których kluczowa była misja tej instytucji, a nie względy ideologiczne, o politycznych nie wspominając. Mowa o Ewie Łętowskiej, Tadeuszu Zieliński czy Andrzeju Zollu.
Ot, choćby nadzorowany w Fundacji przez dr. Bodnara Program Spraw Precedensowych przyczynił się do załatwienia wielu bulwersujących z punktu widzenia sprawiedliwości spraw sądowo-administracyjnych – istotnych dla tzw. szarych ludzi i ważnych z ustrojowego punktu widzenia. Nauczył też funkcjonariuszy państwa szacunku dla standardów prawa – czy też raczej wymógł go na urzędnikach, policjantach, prokuratorach, sędziach, politykach itd. To zresztą niejedyne osiągniecie Bodnara: swoje zrobił też choćby funkcjonujący praktycznie pod jego patronatem program monitoringu wolności mediów (wiem coś o tym, bo sam się w nim nieco udzielałem).
Prócz tego rodzaju interwencji kluczową zaletą kandydata jest niedoceniana wciąż umiejętność przybliżania laikom (czytaj: większości społeczeństwa) zasad i niuansów prawa. Sposobem na to są naturalnie środki przekazu. Z pomocy Adama Bodnara nie przez przypadek korzysta wiele redakcji – bo i trudno wyobrazić sobie kogoś lepszego w tej roli.
Naturalnie nad niektórymi wycinkami aktywności można dyskutować.