Tekst został opublikowany w „Polityce” w czerwcu 2015 roku.
Te filmowe porównania są nieprzypadkowe, bo Małgorzata Kidawa-Błońska ze świata filmu się wywodzi. Jest żoną reżysera Jana Kidawy-Błońskiego i matką montażysty Jana juniora. Już w latach 80. pracowała w redakcji literackiej Studia Filmowego im. Karola Irzykowskiego, a 20 lat temu założyła wraz z mężem spółkę Gambit Production, w której odpowiadała za produkcję filmów, programów telewizyjnych i reklam.
W 2005 r., gdy na ekrany kin wchodził jeden z najsłynniejszych filmów w reżyserii jej męża (i współprodukcji rodzinnej spółki) „Skazany na bluesa”, pani producent, która już wcześniej była radną warszawską, została wybrana do Sejmu z list Platformy Obywatelskiej. Przez kolejne siedem lat szefowała warszawskim strukturom partii.
Ludzie, którzy ją znają – obojętnie koalicja, opozycja czy przyjaciele domu – mówią, że pani Małgorzata jest zrównoważona, pełna taktu i estetycznego smaku, i że nie okazuje emocji; po prostu bardzo dobrze wychowana pani z dworku. Dziennikarzom, którzy przez lata jej obecności w polityce poszukiwali choćby rysy na tym wizerunku, Małgorzata Kidawa-Błońska w końcu sama przyznała się do życiowego ekscesu: raz tak zdenerwowała się na męża i syna, że rzuciła porcelanowym talerzykiem o podłogę; w pierwszej chwili poczuła ulgę, lecz zaraz potem żal, ponieważ talerzyk ten był pamiątką po prababci.
Dom
Małgorzata Grabska urodziła się w Warszawie (w 1957 r.) i przez całe życie mieszka w tym samym domu po dziadkach w Ursusie. Dom jest – mówią ci, którzy tam bywali – emanacją zasobnego, wielopokoleniowego zasiedzenia; wypełniony antykami, z obrazami malowanymi przez babcię Zofię Wojciechowską-Grabską i fotografiami przodków na ścianach. Podobno w gabinecie pani rzecznik rządu, która właśnie zostaje marszałkiem Sejmu, obok pradziadków w surdutach i letnich strojach ogrodowych, są również plakaty z filmów Jana Kidawy-Błońskiego „Skazany na bluesa” i „Różyczka”. Widać, że pani domu kocha to miejsce, kocha również – jak przyznaje w wywiadach – góry, ogród i operę. I bluesa, a zwłaszcza grupę Dżem, więc Kidawowie-Błońscy (przyjęli formę nazwiska z odmianą) to rodzinne siedlisko zastawili w banku na początku lat dwutysięcznych, aby dokończyć realizację filmu o Ryśku Riedlu, legendarnym wokaliście Dżemu.
Panna Grabska to prawnuczka Władysława Grabskiego, dwukrotnego premiera i autora reformy walutowej z 1924 r., oraz Stanisława Wojciechowskiego, prezydenta Rzeczpospolitej. Córka Wojciechowskiego - Zofia - w 1927 r. wyszła za mąż za syna Grabskiego Władysława Jana. Władysław Jan Grabski, pisarz i poeta, oraz jego żona Zofia, artystka malarka, absolwentka Warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych, to dziadkowie Małgorzaty. Jej ojcem jest Maciej Władysław Grabski, profesor nauk technicznych Politechniki Warszawskiej i wieloletni były prezes zarządu Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, a matką nieżyjąca już Helena Grabska, pracownica Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej Prasa i mistrzyni Polski we florecie z 1953 r. (właśnie w klubie sportowym Kolejarz poznali się z przyszłym mężem Maciejem), która po ślubie poświęciła się prowadzeniu domu.
Panna Małgorzata Grabska skończyła liceum im. Hoffmanowej, a w 1983 r. socjologię na Uniwersytecie Warszawskim. Przodkami chwali się dziś na stronie internetowej.
Dom Kidawów-Błońskich został kupiony w 1926 r. przez pradziadków pani rzecznik dla jej dziadków – częścią działki było gospodarstwo ogrodnicze na wypadek, gdyby ci artyści, pisarz i malarka zechcieli lub byli zmuszeni porzucić sztukę dla zajęcia przyziemnego, a przynoszącego konkretny dochód. Od tej pory dom ten – jak często mówi Małgorzata – jest centrum jej świata. Pełen wspomnień. Wśród nich i takich: do najwspanialszych przywilejów dzieciństwa Małgosi należało przykrywanie dziadkowi nóg pledem lub wybieranie dlań fajki, którą mógłby pykać po popołudniowej herbatce na tarasie.
Film
Jak pewnie większość dziewczyn z dobrych domów, w młodości Małgorzata Grabska zafascynowała się filmem i teatrem, jednak – jak podkreślała potem w wywiadach – nie miało to nic wspólnego z buntem młodzieńczym; potrzeby buntu nie odczuwała. Chodziła zatem na zajęcia w warszawskiej szkole teatralnej jako wolny słuchacz z ciekawości, ponieważ nie chciała zostać aktorką. Co prawda miało się wkrótce okazać, że film jednak będzie jej pełnoetatową pracą, ale też, że przy filmach można pracować na wiele innych sposobów, niż tylko w nich grając.
Jan Kidawa-Błoński, świeżo upieczony reżyser po łódzkiej Filmówce, pojawił się w życiu Małgorzaty Grabskiej na początku lat 80., na imprezie z okazji jej urodzin. Zdarzenie miało miejsce w wielopokoleniowym siedlisku Grabskich, należałoby więc nazwać je raczej wieczorkiem towarzyskim. A konkretnie – jak później sam mówił w wywiadach, kiedy jego żona robiła już poważną karierę polityczną – Janek przybył na wieczorek w charakterze prezentu dla Małgosi; znajomi go namówili, żeby pojechał z nimi do nieznanej dziewczyny na urodziny. Mówili o niej pół żartem, pół z podziwem: „panienka z dworku”.
Pobrali się w 1983 r., trwał stan wojenny, cztery lata starszy od żony Jan miał na sobie tego dnia za małe buty z darów – nie było butów w sklepach. W podróż poślubną pojechali do Zakopanego. Kidawa-Błoński był właśnie w trakcie kręcenia debiutu „Trzy stopy nad ziemią”, później wielokrotnie nagrodzonego – tymczasem jednak nie zarabiał za tę pracę ani grosza, a nawet trafił z planu wprost do szpitala z powodu wygłodzenia.
Pochodzili z dwóch różnych światów, co znajomi natychmiast zauważyli. On z Chorzowa, nazywany czasem przez dziennikarzy „chłopakiem z familoków”, sąsiad i stryj samego Ryśka Riedla z Dżemu, o którym za 20 lat nakręcą wraz z Małgosią film. Więc z jednej strony nigdy nie do końca trzeźwe filmowe towarzystwo Jana, a w nim nagle – jak mówią ich znajomi z tamtych lat – przepiękna Małgosia z klanu przedwojennych premierów, prezydentów i profesorów; istna ostoja trzeźwości i rozsądku. Jej doskonała polszczyzna, jej urocza naiwność w zetknięciu ze światem niezdrowo żyjących, biedujących potomków proletariuszy.
Wielokrotnie ich o ten mezalians pytano, ale nigdy Kidawowie-Błońscy nie przyznali, że mieli jakiekolwiek poczucie zderzenia światów w małżeństwie. Katarzyna Gintowt, graficzka i malarka, przyjaciółka rodziny, potwierdza, że nigdy nie dało się tego wyczuć w ich towarzystwie – zresztą nadal nikt oprócz Małgorzaty nie wie, czy ma ona tytuł szlachecki; nie jest kimś, kto chciałby takie rzeczy podkreślać. Być może tylko mama Małgorzaty martwiła się z początku, że Janek ma taki niekonkretny zawód, ale tata Małgorzaty od razu Jana pokochał. Potwierdzają to obecni znajomi pary, a także dziennikarze, którzy nie mają żadnego interesu w kreowaniu pozytywnego obrazu ustępującej rzecznik rządu – Jan i Małgorzata są małżeństwem wyjątkowo udanym.
Polityka
Gdy pytać ludzi znających Małgorzatę Kidawę-Błońską, opinie na jej temat ułożą się w laurkę – nieskazitelne maniery damy, spokój, świetnie dobrane ubrania i fryzury, powściągliwy uśmiech. Podobno pani marszałek jest w stanie poznać tytuł dzieła muzycznego po pierwszych taktach, a markę porcelany bez zerkania na spód zastawy. Katarzyna Gintowt mówi, że zanim Kidawa-Błońska weszła do polityki i zaczęła w niej awansować, przyjaciele nie podejrzewali, że kiedykolwiek podejmie taką życiową decyzję – dla niej najważniejsze były rodzina i dom. Świetnie gotuje, często zapraszała przyjaciół – teraz ma mniej czasu, tęsknią za nią. Okazało się, że świetnie sobie w polityce radzi – zmieniła tylko zauważalnie styl ubierania, zamiast stylu nazywanego przez nią „krakowskim”, czyli ubrań luźnych i wygodnych, pojawiać się zaczęła w szytych na miarę garsonkach. Funkcja zobowiązywała. Zawsze była twarda i rozsądna, przyjaciółki wspominają, jak potrafiła je pocieszyć słowami: my, kobiety, zawsze sobie damy radę. Przecież w tym kraju mężczyźni zawsze byli na Sybirze albo internowani, a kobiety musiały sobie radzić ze wszystkim same.
Dziennikarze dodają jeszcze jej solidność – ponieważ odbiera telefony, w przeciwieństwie do Pawła Grasia, poprzednika na stanowisku rzecznika rządu, a jeśli nie odbierze, to oddzwoni – i poczucie humoru. Jej automatyczna sekretarka telefoniczna zawiadamia, że Kidawa-Błońska nie może odebrać, bo właśnie szuka telefonu w torebce. To prawda, że szuka. Sama mówi w wywiadach, że dziadek ją nauczył, że jak nie wie się, co powiedzieć, trzeba powiedzieć prawdę.
Z drugiej strony są opinie o niej emocjonalnie letnie – Pawła Poncyljusza, że jak coś wie, to mówi mądrze, a jak nie wie, to się nie odzywa. Macieja Strzembosza, że ma cenną w polityce umiejętność ukrywania własnych myśli. Pawła Piskorskiego, że cieszy się z nominacji Kidawy-Błońskiej na marszałka Sejmu, na pewno nie popełni ona błędów przez cztery miesiące sprawowania funkcji do październikowych wyborów. Piskorski dodaje jeszcze, że nowa pani marszałek mimo swej olbrzymiej pozycji politycznej nie ma zaplecza w partii i od początku kariery politycznej zdana jest na trwanie przy promotorach. Bunt nie leży w jej charakterze.
Paweł Piskorski poznał Małgorzatę Kidawę-Błońską przez jej męża, który realizował spoty telewizyjne dla Unii Wolności, a potem Platformy Obywatelskiej. Wspaniała, serdeczna i inteligentna pani, bywali u siebie w domach; Piskorski mówi, że zaprosił ją do warszawskiej polityki pod koniec lat 90., została radną. A w pierwszej połowie dwutysięcznych, po głośnym odejściu Piskorskiego z PO, Kidawa-Błońska głosowała za usunięciem jego stronników z Rady Miasta. Frakcyjnie związała się z Tuskiem i od tej pory już zawsze pozostawała w głównym nurcie Platformy. Zresztą – mówią ci, którzy ją znali z pracy filmowej – na planach filmowych też się nie narzucała ze swoją wizją, wystarczała jej mocna rola wspierająca w produkcji.
Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, była pełnomocnik rządu do spraw równego traktowania, obecnie europarlamentarzystka, która pracowała z Kidawą-Błońską w sejmowym zespole przy projekcie ustawy o in vitro, dodaje, że jest ona solidna, uczciwa i pracowita, szuka porozumienia, otacza się dobrymi merytorycznie ludźmi, ma autorytet w klubie. W rankingach POLITYKI na najpracowitszych posłów Małgorzata Kidawa-Błońska rzeczywiście zawsze była w czołówce. Praca nad projektem ustawy o in vitro to jej najbardziej znana aktywność sejmowa – pod przewodnictwem Kidawy-Błońskiej powstał projekt bardziej liberalny niż ten Jarosława Gowina. To wtedy spadły na jej głowę gromy ze strony Kościoła i środowisk prawicowych. „Nasz Dziennik” pisał, że posłanka promuje „śmiercionośne projekty legislacyjne”, Kościół w osobie arcybiskupa Henryka Hosera straszył zwolenników in vitro ekskomuniką. Słowa ostre i bolesne, mocno je przeżywam – mówiła wtedy publicznie Małgorzata Kidawa-Błońska, wierząca, o głęboko katolickich korzeniach rodzinnych.
Na pierwszy plan polityki krajowej Małgorzata Kidawa-Błońska wypłynęła w 2010 r., kiedy po katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku została rzeczniczką kampanii prezydenckiej Bronisława Komorowskiego, a w kolejnym roku kampanijną rzeczniczką PO przed wyborami do parlamentu. Jednocześnie pełniła – jak mówią w PO – rolę nieformalnego rzecznika klubu parlamentarnego partii.
Wyrzuty
A skoro już wyszła na pierwszy plan w tym politycznym filmie, musiała się liczyć z tym, że będzie krytykowana. Gazety publikowały jej wypowiedzi: że w polityce nie ma przyjaźni; że posłowie nie powinni zastępować prokuratury, tworząc komisje śledcze – to w kontekście afery Amber Gold; że niektórzy ludzie wybrali styl życia polegający na chodzeniu i grzebaniu w śmietnikach. Zarzucano jej także, że zbyt beznamiętnie przyjęła raport MAK o katastrofie smoleńskiej w 2011 r.: „odebrałam to ze spokojem, nie usłyszeliśmy nic, o czym wcześniej byśmy nie rozmawiali”.
W 2011 r. „Gazeta Polska” opublikowała zdjęcie młodziutkiej Małgorzaty Grabskiej z Ryszardem Gontarzem, funkcjonariuszem SB i UB, który jako dziennikarz brał udział w nagonce antyżydowskiej w 1968 r. Na zdjęciu wyglądali na zaprzyjaźnionych. Fotografia pochodziła z planu filmu „Zamach stanu” w reżyserii Ryszarda Filipskiego według scenariusza Gontarza. Film ten, jak później pisano, pokazywał zamach majowy Józefa Piłsudskiego z 1926 r. zgodnie z zamówieniem peerelowskiej propagandy. Co robiła na planie ta dziewczyna z domu pełnego endeckich tradycji państwowotwórczych? Małgorzata Kidawa-Błońska wybrnęła z kłopotu wizerunkowego z charakterystycznym dla siebie czarem: mówiła, że nie miała pojęcia, kim jest Ryszard Gontarz, a film interesował ją wyłącznie jako prawnuczkę prezydenta Wojciechowskiego, który w wyniku zamachu Piłsudskiego złożył dymisję. Więcej do tematu nie wracano.
W 2014 r. Małgorzata Kidawa-Błońska została rzeczniczką rządu Donalda Tuska, a rok później rządu Ewy Kopacz. Teraz będzie marszałkiem Sejmu. Co prawda w PO mówi się, że kandydatury nie konsultowano z klubem partii, lecz od razu „wrzucono” do mediów jako pewniaka. Z drugiej strony jednak, dlaczego klub nie miałby poprzeć damy, której głównym przewinieniem pozostaje nieprzemyślany rzut porcelanowym talerzykiem po babuni?