Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Religa Bis

Minister Marian Zembala. Miał być Religą bis

Z ministrowaniem może być u Zembali kłopot. Nie zdaje sobie sprawy, jak dokładnie powstają ustawy, jaki jest obieg dokumentów, nie miał okazji poznać politycznej kuchni. Z ministrowaniem może być u Zembali kłopot. Nie zdaje sobie sprawy, jak dokładnie powstają ustawy, jaki jest obieg dokumentów, nie miał okazji poznać politycznej kuchni. Krystian Maj / Forum
Marian Zembala kierował się swoim credo: życie ma sens, a praca dla tego kraju ma jeszcze większy sens.

O śmierci prof. Mariana Zembali, wybitnego kardiochirurga, poinformowała rodzina. Ciało zostało znalezione w basenie wybudowanym przy jego rodzinnym domu w Zbrosławicach. Zdaniem bliskich prof. Zembala zostawił list. Na miejscu pracuje ekipa dochodzeniowa. Przypominamy niezwykłą drogę prof. Zembali – poniższy tekst ukazał się, gdy został ministrem zdrowia w 2015 r.

Już dziesięć godzin od złożenia w Belwederze ministerialnej przysięgi prof. Marian Zembala stracił poczucie czasu. – Kiedy ja dostałem tę nominację, dzisiaj? Rada Ministrów, spotkanie ze współpracownikami, pierwsze wywiady i oficjalne rozmowy – to nie jest codzienność szpitala i bloku operacyjnego, do której przywykł, choć spędzał tam czas od świtu do nocy. Ale oglądając kalendarz nowego ministra na najbliższe cztery miesiące, nie ma się wrażenia, aby nominacja go zaskoczyła: podróże po Polsce już rozpisane na każdy tydzień, spotkania z lekarzami i pielęgniarkami planującymi ogólnopolski strajk również. To, co chce wprowadzić w ochronie zdrowia, też podobno ma przemyślane, a nawet dogadane z prezesem NFZ.

Koledzy ze Śląskiego Centrum Chorób Serca, których pozostawił w Zabrzu, nie są tym zdziwieni – przecież Marian przymierzał się do ministerialnego fotela od dawna! Odkąd prof. Zbigniew Religa, jego nauczyciel i mistrz, pokazał mu, że zawodową karierę kardiochirurga warto zwieńczyć właśnie w ten sposób.

Prof. Marian Zembala ma 65 lat i dobrą pamięć. Gdy Religa 31 października 2005 r. został ministrem zdrowia w rządzie Prawa i Sprawiedliwości, też nie był tym zdumiony. – Sam go namawiałem, żeby się zgodził – wyjawia.

Drugi po bogu

Film „Bogowie” o współpracy trzech kardiochirurgów ze Śląska – Religi, Zembali i Bochenka – dobrze oddaje więzy emocjonalne, jakie ich łączyły. W postać obecnego ministra wcielił się Piotr Głowacki, fizycznie najmniej podobny do pierwowzoru (zbyt niski i z brodą). Wystąpił w roli najbardziej oddanego asystenta Religi, pełnomocnik do zadań specjalnych: wyszkolenia instrumentariuszek, nauki wiązania szwów, poszukiwań dawców. Oto cały Zembala: szarmancki w stosunku do kobiet i cierpliwy dla chorych (jedna z najważniejszych scen filmu to rozmowa Zembali z żoną pacjenta przed pierwszym przeszczepem, której musiał wytłumaczyć, że mąż zmieni się z nowym sercem tylko na lepsze, bo będzie po prostu zdrowszy). To on przekonywał wątpiących, że warto uwierzyć Relidze, i wspierał go, gdy po pierwszych niepowodzeniach przyszły wątpliwości.

Film jest dość bliski realiom. Relacje między nimi – opowiadają znający ich od lat kardiochirurdzy – były trochę ojcowsko-synowskie, mimo skromnej różnicy wieku 12 lat. Choć z upływem czasu profesor już trochę inaczej zaczął lokować sympatie. – Andrzeja Bochenka umieścił w nowo powstałym ośrodku w Katowicach-Ochojcu; największe nadzieje na następcę wiązał natomiast z Romualdem Cichoniem, czyli tym młodym blondaskiem z filmu, który został dokooptowany do drużyny jako ostatni – mówi jeden z lekarzy pracujących w Zabrzu. Prof. Cichoń wybrał później karierę poza Śląskiem, co było dla Religi rozczarowaniem; a że nie chciał przekazać dziedzictwa w obce ręce, Mańkowi (jak nieraz wołał na Zembalę) zostawił po sobie w 1993 r. cały program przeszczepów serca i dobrze prosperujący szpital. – Ja się czuję dziedzicem profesora – mówi dziś Zembala. – I nie boję się, że świecę światłem odbitym, bo minęło dość czasu, by każdy mógł ocenić mój indywidualny dorobek.

Trudno ten dorobek podważyć, śledząc pionierskie operacje przeprowadzone w zabrzańskim Centrum już po odejściu Religi i wszechstronny rozwój szpitala, który w rankingach od lat uważany jest za jeden z najlepiej zarządzanych. Sam prof. Zembala trzykrotnie, w latach 2011, 2012 i 2014, został liderem plebiscytu magazynu „Puls Medycyny” na najbardziej wpływową osobę w polskiej ochronie zdrowia.

Lekarskie sumienie Religi w dużym stopniu ukształtował staż w Stanach Zjednoczonych, dla Zembali taką szkołą był Utrecht. – Holendrzy wiedzą, że jak jest problem, to trzeba go rozwiązać. Męczy mnie typowy polski lament, który paraliżuje.

Nawet najwięksi sprzymierzeńcy Zembali muszą jednak przyznać, że kierowanie szpitalem, sprofilowanym wyłącznie na leczenie chorób serca (które od lat jest oczkiem w głowie polityków i urzędników NFZ), to nie taki znowu wyczyn. – Oczywiście, trzeba mieć wizję, świetne kontakty i wymagać wiele od zespołu, ale to nie to samo, co zarządzanie placówką, w której jest 20 specjalności i szef każdej kliniki ciągnie w swoją stronę – mówi dyrektor dużego ośrodka akademickiego. – Wątpię, czy poradziłby sobie u nas tak łatwo.

Skrupulatny i drobiazgowy, czasem porywczy, wie, czego chce. Pod taką charakterystyką dyrektora podpisują się jego długoletni współpracownicy, dodając, że większość tych cech wpoił mu Religa. Za najważniejszą, też przejętą po swoim nauczycielu, prof. Zembala uważa umiejętność pracy w zespole oraz odwagę w zmienianiu rzeczywistości. Zwłaszcza tej najbliższej chorym. Inni uważają, że jego najsilniejszą cechą jest ambicja. Trudno powiedzieć, czy ma jakiś kompleks Religi, ale na pewno mierzy się z legendą Profesora Ministra. – Religę nazywaliśmy tatusiem – opowiada jeden z lekarzy. – Ale Mariana już tylko ojcem dyrektorem.

Od prawej: Tomasz Kot jako Zbigniew Religa, Piotr Głowacki jako Marian Zembala i Szymon Warszawski jako Andrzej Bochenek w filmie „Bogowie”.Jarosław Sosiński/Watch Out Production/Next FilmOd prawej: Tomasz Kot jako Zbigniew Religa, Piotr Głowacki jako Marian Zembala i Szymon Warszawski jako Andrzej Bochenek w filmie „Bogowie”.

Klauzula sumienia

Zembala zaprzecza plotce, że kiedykolwiek wcześniej odrzucił propozycje Ewy Kopacz. – Premier zadzwoniła w niedzielę 14 czerwca o godz. 17, kiedy miałem chrzciny wnuczki, i od razu się zgodziłem. To pierwsze tak poważne wejście profesora do polityki, więc jeszcze się nie przyzwyczaił, że w mediach znajdzie na swój temat różne rzeczy. Pod tym względem Religa miał przewagę, bo choć uważano go za politycznego ignoranta, chaotycznie zmieniającego polityczne barwy, to zanim wszedł w ministerialne buty, był już jednak senatorem, zakładał kilka partii i ubiegał się w 2005 r. o urząd Prezydenta Rzeczpospolitej. Religa był również rektorem Śląskiej Akademii Medycznej, o co prof. Zembala nigdy się nie starał, a i tak byłyby to zabiegi daremne, przy braku poparcia rady wydziału. – Za Religą całe akademickie środowisko Śląska szło jak w dym, za Zembalą nikt raczej murem nie stanie – ocenia jedna z osób związanych z tutejszym Uniwersytetem Medycznym. Nie ma za dużo przyjaciół na uczelni. – Byłem zaskoczony, gdy nie wybrano mnie do rady wydziału, ale to nie wrogość, tylko chyba zawiść – uważa profesor i, co ciekawe, z tą opinią zgadzają się anonimowo nawet ci, którzy w tym głosowaniu brali udział.

Jedyny udany do tej pory związek Zembali z polityką to wygrany z ramienia PO w ostatnich wyborach mandat radnego sejmiku śląskiego. – Zawsze wolałem do polityki mieć dystans, choć w naszym sejmiku ceni się kompetencje. Ludzie z PiS postrzegają mnie jako merytorycznego partnera, który nie staje w politycznej kontrze.

Czy to oznacza, że gdyby to z PiS otrzymał propozycję pozostania ministrem, zgodziłby się tak jak prof. Religa (który ostatecznie z kandydowania do Belwederu zrezygnował, udzielając poparcia Donaldowi Tuskowi, a dwa miesiące później wszedł do rządu Prawa i Sprawiedliwości)? – Myślę, że nie. Musiałaby nastąpić duża ewolucja w PiS, bo dziś mnie ona doktrynalnie zamyka. Także jako katolika. Ja mam sposób myślenia bliski „Tygodnikowi Powszechnemu”, a nie Radiu Maryja.

In vitro? – Jeśli w Polsce co najmniej 2 tys. osób żyje dzięki tej metodzie, to czy to dobrze czy źle? – odpowiada pytaniem profesor, definiując swój światopogląd w tej sprawie. – Wielkość Boga polega także na tym, by dać taką szansę ludziom niemogącym mieć własnych dzieci w naturalny sposób. Moje lekarskie sumienie mówi, że warto i trzeba.

Obrony własnego sumienia nauczył go również Zbigniew Religa. Kiedy więc niektórzy lekarze z Zabrza podpisali w ubiegłym roku głośną Deklarację Wiary, prof. Zembala ani się temu nie sprzeciwiał, ani nawet nie szukał na liście nazwisk ze swojego szpitala. – Ja nie podpisałem, bo każdy ma własny pogląd.

W jednym jest kategoryczny: – Nigdy nie zaakceptuję strajków lekarzy! W 1999 r. „Gazeta Wyborcza” opublikowała jego głośny apel pozostający w kontrze do rozpoczętego w szpitalach protestu: „Źle się stanie, jeśli do krzykliwej grupy maszynistów, górników i rolników blokujących drogi dołączą także lekarze. Inni mogą, chociaż nie powinni, nam zdecydowanie nie wypada”. – Dostałem wtedy list z uznaniem od Leszka Balcerowicza – wspomina z dumą profesor. – Mój pogląd w tej sprawie się nie zmienił. Dla mnie dobro chorych jest świętością. (Kiedy od razu po nominacji powtórzył swoją opinię, Solidarność zażądała jego natychmiastowej dymisji).

Operacja na wizerunku

Z ministrowaniem może być u Zembali kłopot. Nie zdaje sobie sprawy, jak dokładnie powstają ustawy, jaki jest obieg dokumentów, nie miał okazji poznać politycznej kuchni, w której dogadywane są szczegóły i kalkulowane interesy. Religa też był w podobnej sytuacji, ale minister Zembala nie ma czasu na naukę. Musi szybko przekonać innych do własnych pomysłów i liczyć na to, że będą pomagać.

Najpilniejsze zadanie, pozostawione przez Bartosza Arłukowicza, to naprawa pakietu onkologicznego. Najmniej się na tym zna, bo kardiochirurgia z leczeniem nowotworów nie ma nic wspólnego. – Specjaliści powiedzą mi, co chcą zmienić, a ja ich argumenty przeanalizuję – tłumaczy. Klucz doboru doradców ma być nieprzypadkowy: – Chcę zmieniać onkologię z tymi, którzy ją robią dobrze, z prof. Jędrzejczakiem znającym się na hematologii, dyrektorami szpitali w Gliwicach, w Bydgoszczy… Jeśli ktoś tylko krytykuje, a sam ma bałagan u siebie, nie może być wiarygodnym ekspertem.

Gdy w ministerstwie nastał Religa, pozwalał ludziom działać. – Wiem o tym, bo dzwonił do mnie co piątek – opowiada Zembala. Sam chce zdynamizować pracę departamentów, co w sezonie urlopowym na finiszu kadencji może być znów tylko pobożnym życzeniem. Teraz w centralnych urzędach raczej się już sprząta, a nie urządza burze mózgów. Kto przygotuje rozporządzenia, jeśli – jak obiecuje – zamierza szybko zmienić zasady płacenia za hospitalizacje na pediatrii, aby dzieci nie odsyłać z izb przyjęć, albo zwiększyć pensje pielęgniarkom? Kto wdroży wymagane prawem konsultacje społeczne, by móc wszystkie szpitale zobowiązać do wypełniania przez pacjentów ankiet oceny jakości? Profesor wierzy, że to, co udało mu się w jego szpitalu, można wprowadzić w całym kraju. – Gdy słyszę prawników, że czegoś się nie da zmienić, to odpowiadam zdaniem zasłyszanym u prof. Leszka Kubickiego: Jeśli prawo ma dotyczyć człowieka, to je tak interpretuj, aby człowiekowi służyło jak najlepiej.

Akurat nie tacy prawnicy pracują w Ministerstwie Zdrowia, bo pod rządami poprzedniego ministra stało się ono symbolem arogancji i zamkniętą twierdzą. Bartosz Arłukowicz nie dogadywał się z samorządami zawodowymi, nie układało mu się z konsultantami, z mediami. Niezwykle komunikatywny i otwarty prof. Zembala to zaprzeczenie wiecznie nadąsanego Arłukowicza, w dodatku człowiek z dużo dłuższym doświadczeniem i o wiele większym dorobkiem. Choć nie wiadomo, jak z nowymi obowiązkami zamierza pogodzić obietnice: w każdy czwartek objazd po kraju, by poznawać problemy i wspierać dobre przykłady (jeśli będą), co piątek powrót do Zabrza i chorych. Takie podróże nie wszystkim muszą się spodobać, bo w piątki będzie potrzebny w Sejmie, a w czwartki w ministerstwie. Widać jednak, że tu chodzi nie o wprowadzenie jakichś systemowych zmian w ochronie zdrowia, lecz o dobry wizerunek – i resortu, i rządu, i także samego ministra.

Skrupulatny i drobiazgowy, czasem porywczy, wie, czego chce. Pod taką charakterystyką dyrektora podpisują się jego długoletni współpracownicy.Irek Dorożański/ForumSkrupulatny i drobiazgowy, czasem porywczy, wie, czego chce. Pod taką charakterystyką dyrektora podpisują się jego długoletni współpracownicy.

W środowisku już pytają, czy na tej nowej funkcji ugra coś dla siebie: dla szpitala lub Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii im. Z. Religi, w której przewodniczy radzie naukowej? Albo dla spółki Polska Grupa Medyczna, prywatnej firmy posiadającej na Śląsku i w Zagłębiu kilka placówek kardiologicznych, którą współtworzył w 2011 r. i zarabiał duże pieniądze (udziały jednak przepisał później na rodzinę). Czy swoimi decyzjami wesprze prywatne sieci placówek kardiochirurgicznych, czy przeciwnie – zastopuje ich rozwój, aby „kardiochirurgia Zembali” mogła zyskać specjalne przywileje? Onkolodzy spoglądają w stronę nowego ministra z zazdrością, bo wiedzą, że ministrowie patrzą na medycynę na ogół przez pryzmat własnych doświadczeń, środowisk i interesów. Akurat w Polsce poziom leczenia zawałów i wad serca już dorównuje najlepszym ośrodkom światowym, za to konsultanci z innych dziedzin zastanawiają się, czym przekonać szefa-ministra do własnych potrzeb. Cztery miesiące to naprawdę mało czasu.

Religa mówił, że potrzebuje siedmiu lat na reformę – planował dodatkowe ubezpieczenia, podwyższenie składki zdrowotnej do 13 proc., podział Narodowego Funduszu Zdrowia. Pod żadnym z tych postulatów, wciąż niezrealizowanych, obecny minister by się dziś nie podpisał: – Dodatkowe ubezpieczenia nie mogą wzmacniać komercyjnych sieci, które wespół z towarzystwami ubezpieczeniowymi doprowadzą do upadku szpitali akademickich. Funduszu nie podzielę, choć przywróciłbym większą samodzielność lokalną. Podwyższenie składki wymaga głębszego namysłu.

Rzucony już w kilka godzin po nominacji pomysł nałożenia na kierowców podatku na pomoc ofiarom wypadków – będący powrotem do koncepcji prof. Religi i zlikwidowany po roku przez Platformę – to też przykład, że w resorcie zdrowia nastały czasy one man show. W tej roli bardzo chciałby się widzieć prof. Zembala, ale niekoniecznie pani premier, także lekarz i była minister zdrowia, choć pewnie przymknie oko na pierwsze polityczne gafy ministra, wiedząc, że właściwie powinna mu być wdzięczna, iż zgodził się ją wesprzeć w trudnym czasie.

W każdym rządzie minister zdrowia to przede wszystkim specjalista od gaszenia pożarów. Dlatego premier sięgnęła po praktyka dorównującego Relidze. I w dodatku po jego spadkobiercę, co powinno krępować choćby Andrzeja Dudę, kreującego się już na ostrego recenzenta polityki zdrowotnej, który Religę uważa za najwyższy w tej dziedzinie autorytet. Zembali wszyscy muszą dać kredyt.

Polityka 26.2015 (3015) z dnia 23.06.2015; Polityka; s. 19
Oryginalny tytuł tekstu: "Religa Bis"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną