Czerwcowa niedziela, 11-kilometrowy bieg z okazji Święta Truskawki ukończył właśnie Marcin Mizera, 32-letni lokalny dziennikarz, założyciel i działacz społecznego komitetu poparcia dla referendum Jednomandatowych Okręgów Wyborczych z Puław, ale to nie koniec jego zadań na dziś. Pozagadywał trochę o JOW uczestników biegu, a zaraz bierze ulotki i rusza na festyn rodzinny. Bo, jak mówi, każde miejsce i okazja są dobre, aby spotkać się z ludźmi i ich uświadamiać – który system wyborczy jest zły (proporcjonalny, czyli ten, który jest teraz), a który dobry (większościowy, czyli JOW, więcej o jego zaletach w kolorowej ulotce).
Zupełnie inną strategię przyjął Marek Ostapko, 28-letni działacz ruchu JOW z Nowej Dęby koło Tarnobrzega. Zamiast na eventy postawił na dyżury. W pomieszczeniach biurowych jednego z miejskich hoteli przesiaduje od poniedziałku do piątku w godz. 10–15, zaprasza wszystkich mieszkańców do odwiedzin i rozmowy. Ruch nie jest na razie zbyt duży, dwie osoby w ciągu dnia to maksimum, ale Ostapko już się dogaduje z lokalnymi sklepikarzami – będzie mógł u nich zostawiać ulotki dla zainteresowanych.
A Bożena Łapaj, 59-letnia nauczycielka wuefu z Będzina, dopiero niedawno zaczęła, ale i tak już czuje, jakby od losu dostała drugą młodość. Znów w ramach komitetów spotykają się po domach, dyskutują, ustalają plan działania. Jakby ta jej Solidarność, której zresztą nadal jest formalnym członkiem, cudownie odżyła. Tylko tym razem o wiele sprawniej to idzie, spontanicznie, szybko, wszystkie informacje od razu docierają przez Facebooka.