Joanna Cieśla: – Na koniec kadencji koalicja rządząca zadowoliła 80 proc. Polaków – bo tyle popierało uchwalenie ustawy o in vitro. Po licznych bojach i unikach ostatecznie została przyjęta przez Sejm. Ma pani satysfakcję?
Prof. Małgorzata Fuszara: – To przede wszystkim efekt ciężkiej pracy poprzedniego ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. I pani premier, która postawiła na to, że ustawa będzie uchwalona jeszcze w tej kadencji.
Wydaje się, że to istotny ruch w walce o uciekające poparcie wyborców. Część dawnych zwolenników PO deklaruje, że zniechęciła ich światopoglądowa hipokryzja władzy, w tym zaniechanie prac nad ustawą o związkach partnerskich, która jest akurat w obszarze pani kompetencji. Czuje się pani odpowiedzialna?
Nie jest prawdą, że próby uchwalenia tej ustawy nie było. Wszyscy zapominają, że premier Donald Tusk starał się przeprowadzić ją przez Sejm – ale trzy projekty w tej sprawie – jeden PO i dwa ówczesnego Ruchu Palikota oraz SLD zostały odrzucone jeszcze w 2013 r. Rozmawialiśmy o tym z premierem rok temu, na pierwszym spotkaniu tuż po moim powołaniu. Powiedział mi wtedy, że po tamtej pierwszej próbie wie, że nie uzyska w Sejmie większości dla tych regulacji. PO jest zróżnicowaną partią.
My, jako społeczeństwo, mamy czasem oświeceniowe oczekiwania: że pojawia się władca i jest w stanie wprowadzić w życie to, co obmyślił sobie jako dobre państwo. A w naukach społecznych od dawna wiadomo, że współczesna władza jest władzą rozproszoną. Ani ugrupowania rządzące, ani te w opozycji nie są monolitami. Do tego dochodzi rozproszenie kompetencji między instytucjami. To widać wyraźnie także przy zarzutach wobec prokuratury.