Sztab wyborczy to efemeryda, bez osobowości prawnej, bez regulaminu pracy, niewspomniany nawet słowem w Kodeksie wyborczym. Ma za to do wydania miliony złotych i do wykonania najważniejsze zadanie partyjne: wygrać wybory.
Adam Łaszyn, ekspert od marketingu politycznego, który pracował przy wielu kampaniach, głównie PO, pytany o przymioty dobrego szefa sztabu wyborczego, odpowiada: – Charyzmatyczny lider partii to faktyczny szef sztabu, powinien mieć jednak sprawnego menedżera, czyli formalnego szefa sztabu, potrafiącego trafnie dobrać zewnętrznych profesjonalistów i efektywnie nimi zarządzać. Plus umiejętność doboru takich liderów wewnętrznych, którzy zmobilizują aparat partyjny do pracy. Wielu ekspertów wynajmowanych przez partie na czas kampanii, z którymi rozmawialiśmy, podpisuje się pod tą definicją.
Jak wybrano szefów sztabów PiS i PO i na ile spełniają wspomniane wymagania? Chętnych raczej nie brakuje, a wskazani przez prezesów partii szefowie sztabów korzystają z okazji, aby się wykazać. Wygrane wybory to pewny awans w partyjnej hierarchii, ale porażka oznacza zjazd o kilka poziomów.
Gracze z zaplecza
Po ostatnich wyborach dyżurnym chłopcem do bicia w Platformie Obywatelskiej został, po przegranej urzędującego prezydenta, formalnie dowodzący kampanią Robert Tyszkiewicz. – W obrębie tego, co mogłem zrobić, nie mam sobie nic do zarzucenia. Mam poczucie, że w tej sprawie powinni się też wypowiedzieć inni, którzy mieli wpływ na tę kampanię – mówi.
Co innego Beata Szydło, gwiazda kampanii prezydenta elekta, która już kilka dni po wygranej została przedstawiona 6 tys. partyjnych działaczy jako kandydatka PiS na premiera, a Jarosław Kaczyński nie mógł się jej nachwalić.
Adam Łaszyn mówi, że te peany prezesa mogą trochę przerażać, gdy dopiero nabyte i niezweryfikowane kompetencje Beaty Szydło w zarządzaniu kampanią urosły do rangi umiejętności zarządzania państwem.