Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Na niby i naprawdę

Państwo według PiS

PiS bardzo zależało na podkreślaniu eksperckiego charakteru tego wydarzenia. To miała być impreza programowa, a nie partyjna. PiS bardzo zależało na podkreślaniu eksperckiego charakteru tego wydarzenia. To miała być impreza programowa, a nie partyjna. Marek Kuwak / Forum
Niby to Konwencja Programowa, ale program zostaje stary. Niby Beata Szydło przedstawiła swoją drużynę, ale to nie ministrowie. Niby Jarosław Kaczyński tylko otworzył imprezę, ale to on jest wciąż najważniejszy. Wszystko w tych Katowicach było na niby. A naprawdę będzie potem.
Przed katowickim Spodkiem, w którym odbyła się Konwencja.Jan Graczyński/East News Przed katowickim Spodkiem, w którym odbyła się Konwencja.

Piotr Marek, czterdziestoparolatek z Warszawy, przyjechał do Katowic, aby przeprosić się z PiS. Wyszedł kiedyś z partii, bo, jak mówi, „wszystko, co robili, było spowite smoleńską mgłą”. – Nie można podporządkowywać wszystkiego jednej tragedii i tylko szukać zemsty, ale trzeba zająć się sprawami, które na serio obchodzą Polaków. Chciałem rozmawiać o pracy, podatkach i wreszcie PiS pokazało, że ma coś na ten temat do powiedzenia. Przysłuchujący się temu sześćdziesięciolatek, też z Warszawy, w PiS od kilku lat, „oszukany przez państwo, z 500 zł emerytury”, przekonany, że w Smoleńsku „naszego prezydenta nam zabili”, dopytuje, czy pan Piotr wierzy w zamach. – Nie? To nie masz tu czego szukać, nie wiesz, co czuje prawdziwy Polak – kończy rozmowę i odchodzi od stolika, przy którym serwowano sobotni zjazdowy obiad.

Trzydniowa Konwencja Programowa PiS była pomyślana właśnie dla takich jak Piotr Marek, ale wrażenie merytorycznej, stabilnej i przygotowanej do rządzenia partii psuli tacy jak przekonany o zamachu działacz z Warszawy. Właściwie miało ich tu nie być, bo impreza nie dla nich była pomyślana. Ich obsługują inni politycy PiS, którzy na razie są schowani albo kameralnie operują w terenie, w pisowskich regionach.

Przed katowicką halą kongresową stał tylko szydłobus, bo Joachim Brudziński nie wydał polecania, by posłowie zwozili autokarami działaczy. Zresztą jego samego też nikt w ostatni weekend w stolicy Śląska nie uświadczył. – Jak są jacyś szeregowi działacze, to przyjechali na własną rękę. Góra nie oczekiwała, że się tu zjawią, liczyła raczej na posłów, radnych, przedsiębiorców, właścicieli firm, na ludzi związanych ze spółkami Skarbu Państwa i zainteresowanych bardziej gospodarką niż życiem partyjnym – mówi jeden z posłów.

Polityka 28.2015 (3017) z dnia 07.07.2015; Polityka; s. 14
Oryginalny tytuł tekstu: "Na niby i naprawdę"
Reklama