Trawestował znane powiedzenie króla Zygmunta Augusta, przez wieki świadczące o polskiej tolerancji, zwłaszcza o tolerancji rządzących. Niestety, prezydent od tych, którzy mienią się największymi wyznawcami chrześcijańskich wartości, wzajemności nie doznał. Przeciwnie, w jego sumienie zaczęto wchodzić coraz bardziej brutalnie. Można przejść do porządku dziennego nad głosami żarliwych katolickich fundamentalistów praktycznie wykluczających Komorowskiego z katolickiej wspólnoty. Takie mają poglądy i nikt ich sumień nie łamie i łamać nie będzie. Od lat swobodnie mówią i robią, co chcą. Jeśli jednak na łamach dziennika „Rzeczpospolita”, uchodzącego za tytuł poważny, i to na stronie, gdzie ukazują się najważniejsze dla gazety komentarze, snuje się publicystyczne rozważania, czy prezydent, podpisując ustawę, popełnia ciężki grzech i czy może przystąpić do komunii, to chyba przekraczamy jakieś granice, choć właściwie trudno powiedzieć, jakie. Rozumienia istoty ustroju państwa? Konstytucją zagwarantowanej wolności? Rozdziału Kościoła od państwa, czy po prostu zwykłej powagi? A może wszystkiego naraz?
Jeśli hierarchów polskiego Kościoła w panikę wpędza msza zamówiona przez grono osób w intencji ustępującego prezydenta i słyszymy całą serię obłudnych tłumaczeń, że przecież w południe odbędzie się już msza w intencji prezydenta Andrzeja Dudy, a w wieczornej nie weźmie już udziału kardynał Nycz – czyli ta za Komorowskiego jest w istocie mniej ważna, to rzeczywiście wypada zadać pytanie, czy już tak bardzo głęboko weszliśmy na teren państwa w istocie wyznaniowego? Czy w przyszłości będzie tak, jak to w swej naiwnej prostocie i bezpośredniości wyznał senator Stanisław Kogut: kiedy PiS dojdzie do władzy, to wspólnie z episkopatem napiszemy porządną ustawę?