Duda zmienił retorykę. Bliżej mu do Obamy czy raczej do Jarosława Kaczyńskiego?
Jacek Żakowski pytał swoich rozmówców – Tomasza Lisa, Wiesława Władykę i Tomasza Wołka – o obserwacje dotyczące czwartkowej inauguracji prezydentury Andrzeja Dudy.
– Wczorajsze przemówienia, cztery właściwie, widzę jako uzupełniające się treści, lokowane do różnych grup i w różny sposób wypowiadane. To wskazuje, moim zdaniem, na to, że Andrzej Duda ma przemyślaną koncepcję perswazji, czy też docierania do elektoratu. Zmieniał nawet tembr głosu i retorykę, w zależności od sytuacji, w której się znajdował. Było lepiej, niż się spodziewałem – mówił Wiesław Władyka, publicysta POLITYKI.
Jacek Żakowski zastanawiał się, do czego można by porównać przemówienia Andrzeja Dudy, do jakiego stylu nawiązuje. – Czy do prezydenta Obamy czy do sejmowego exposé Jarosława Kaczyńskiego, kiedy został premierem? – dopytywał.
Według Władyki przemówienie Dudy było zręczne, jeśli porównywać je z trzygodzinnym exposé Donalda Tuska, który „mówił, mówił i można było zasnąć w fotelu”. – 20 minut, z głowy, za każdym razem z głowy. Ale moje pytanie, do którego cały czas wracam, to: czy to na poważnie, czy to tylko kampania wyborcza? – pytał.
Tomasz Wołek nie zgodził się z przedmówcami. To, w czym Wiesław Władyka widział zaletę, czyli zdolność mówienia w niedługim czasie do różnych odbiorców, Wołek uznaje za słabość. – Przypominam sobie ważny, ale przemilczany, wywiad, jakiego Andrzej Duda ostatnio udzielił Polskiej Agencji Prasowej. Co rusz łapałem się na nie tylko niespójności, ale też wzajemnych sprzecznościach czy zaprzeczeniach. Bo z jednej strony prezydent Duda mówi, że polityka zagraniczna to materia tak delikatna, że źle znosi rewolucje, a z drugiej strony w tym samym wywiadzie rozsnuwa wizję nowego sojuszu od Morza Bałtyckiego aż po Morze Czarne i Adriatyk, nawiązując do wizji swojego mistrza Lecha Kaczyńskiego.