Oba referenda – Komorowskiego i Dudy – zostały ogłoszone z czysto politycznych przyczyn i są wyborczymi instrumentami. Prezydent Duda swoim posunięciem chciał zmobilizować pisowski elektorat i pobudzić ponownie tych, którzy obrazili się na Platformę przede wszystkim za to, że rząd Tuska podniósł wiek emerytalny. Także za kwestię sześciolatków, pod którą PiS – kiedyś opowiadający się za takim właśnie wiekiem szkolnej inicjacji – chętnie się teraz podpisał, ponieważ nadaje się to do okładania PO. Pytania prezydenta Dudy są jednak niejasne, kompletnie nie wiadomo, jak traktować twierdzące odpowiedzi. Co choćby znaczy odpowiedź „tak” na pytanie o „obniżenie wieku emerytalnego”, godne złotej rybki, czy skrócenie go o rok, do 66 lat, załatwia sprawę? Albo że przedsiębiorstwo Lasy Państwowe ma zachować swój „system funkcjonowania” – czy ma on pozostać we wszystkich detalach niezmienny na wieki? Poza tym trzeba najpierw znać ten system (oskarżany właśnie przez NIK o tolerowanie rozlicznych patologii). Wreszcie, o przyjęciu lub odrzuceniu obietnic PiS zdecydują wyborcy w elekcji parlamentarnej; skoro więc PiS na wszystkie pytania Dudy odpowiada „tak”, wystarczy wybrać PiS i żadne referendum nie jest potrzebne. Niemniej ponieważ, jak wiadomo, nie o meritum tu chodzi, pod względem strategii posunięciu Dudy nie można wiele zarzucić. Przy czym chodzi oczywiście o strategię wyborczą PiS.
Referendum Dudy
Odpowiedź premier Kopacz na inicjatywę prezydenta, retorycznie dość sprawna, miała jednak słabe punkty. Andrzej Duda zgłosił pytania, za którymi w swoim czasie rzeczywiście zebrano wieleset tysięcy podpisów, choć te słynne „6 milionów Polaków”, na które się nieustannie powołuje PiS, to gruba przesada, bo podpisy z reguły zbierano w podobnych grupach i środowiskach, tych dostępnych PiS i Solidarności.