Kraj

Nasza pralnia narodowa

Wielkie pranie idzie w Polsce pełną parą. PiS pierze mózgi, komu się da, i to do białości.

Platforma na sinych od klęczenia kolanach moczy we własnych łzach pokutną sukmanę. Zjednoczona do granic swoich możliwości lewica w przeciekającej balii bije pianę z nadzieją, że jeszcze komuś zamydli oczy. Prezes Piechociński nie pierze, tylko wietrzy. Sztandary z czterolistną koniczynką. Mówi, że jest zdeterminowany, by po jesiennych wyborach „wreszcie na warunkach PSL, partii normalności, racjonalności i umiaru, zbudować wielką koalicję, bez namiętnych sporów PO i PiS”. Wnoszę z tego, że Jarosław Kaczyński będzie musiał rządzić, jak mu ludowcy zagrają. Wicepremier najwyraźniej otrząsnął się już po jaguarze i znów wali furmanką. Wydaje mu się, że wciąż trzysta na godzinę.

W naszej narodowej pralni pierze się ostatnio na okrągło. W dodatku wszystko razem. Czyste z definicji referendum rozmyślnie wrzuca się do kotła razem z cuchnącą szmatą przedwyborczego populizmu. Potem zawiesi się je – już równo utytłane – we wspólnym lokalu wyborczym. A choć trzeba przyznać, że ojcem tego referendalnego chaosu jest prezydent Bronisław Komorowski, to jego następca Andrzej Duda – wraz z PiS – zamiast ten chaos wyciszyć, rozdęli go do n-tej potęgi. Wszystko wskazuje na to, że Senat zdominowany przez PO drugiego referendum nie zarządzi. A ja uważam, że ten balon idiotyzmu należy Polakom zademonstrować do końca. Już się zaczęły dyskusje o tym, czy urna wyborcza może być ta sama, a frekwencja liczona wspólnie, bo żadnych przepisów na ten temat nie ma. Nie wspomnę tu o takim drobiazgu, jak konieczność publicznego ujawnienia swojej decyzji. Bo przecież każdy, kto wejdzie głosować, będzie musiał głośno powiedzieć, po co przyszedł – czy do wyborów, czy do referendum, czy do obu naraz.

PiS ma nadzieję, że Senat nie dopuści do głosowania na temat upaństwowienia lasów państwowych oraz ile trzeba mieć lat, by pójść do szkoły.

Polityka 35.2015 (3024) z dnia 25.08.2015; Felietony; s. 97
Reklama