Poświęcone lasom pytanie z drugiego, na razie tylko planowanego przez prezydenta Dudę, referendum brzmi: „Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego systemu funkcjonowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe?”. Dlaczego jest tak pokrętne i nie odnosi się w ogóle do prywatyzacji? Z obrazkiem z kampanijnego spotu Andrzeja Dudy nie ma przecież nic wspólnego. Przedwyborcza migawka pokazywała radosne dzieci, które nie mogą wjechać do lasu, gdyż zatrzymuje je tablica informująca: „Teren prywatny. Wstęp wzbroniony”. Czyli – skandal! W pytaniu referendalnym chodzi już jednak o coś wyraźnie innego: o to, żeby w sposobie zarządzania naszym dobrem narodowym na jednej czwartej powierzchni kraju nic się nie zmieniło. Różnica, przyznajmy, dość istotna. Tymczasem to, co się dzieje pod osłoną drzew, może naprawdę niepokoić. Potwierdza to najświeższy raport NIK.
PGL LP bulwersuje marnotrawstwem, ale także tym, że samo dla siebie ustala zasady, którymi się rządzi. I choć z pozoru państwowe, nie dzieli się z państwem zyskami ze sprzedaży drewna, które przecież jest nasze, wspólne, narodowe. Samo decyduje, ile i na co wyda. Więc wydaje i inwestuje dużo i niekoniecznie z sensem. Zarobki w państwowych lasach do płac w budżetówce mają się nijak. W latach 2010–14 w budżetówce były zamrożone, ale tutaj wzrosły o prawie 30 proc. W Lasach Państwowych płace przeciętnie wynoszą aż 7,2 tys. zł, w rozbudowanej Dyrekcji Generalnej średnia sporo przekracza 11 tys. zł. Nadleśniczy zarobkami przebijają premiera, mogą wyciągać nawet 18 tys. zł. Nic tylko do Lasu.