Według ostatnich deklaracji rządu w ciągu najbliższych dwóch lat Polska przyjmie kilka tysięcy uchodźców. Być może – nawet oczekiwane przez Unię i wyliczone algorytmem Junckera – 11 287 osób. To niewiele. Aktualizowane na bieżąco statystyki dotyczące liczby osób, które nielegalnie przekroczyły granice Unii Europejskiej, od początku tego roku obejmują ponad 300 tys. osób, choć niektóre źródła podają już nawet pół miliona. I wielka wędrówka ludów wciąż trwa.
„Musimy pomagać, to nasz moralny obowiązek” – piszą na internetowych forach zwolennicy przyjęcia do Polski uchodźców i zwołują w wielu miastach manifestacje solidarności. „Zamiast Arabów i Murzynów Polska powinna najpierw sprowadzić Polaków ze Wschodu” – taki przekaz płynął choćby z przemówienia Beaty Szydło.
W Sejmie awantura: terrorystami straszy Beata Kempa ze Zjednoczonej Prawicy, lawirowanie i kłamstwa w sprawie planów przyjęcia uchodźców zarzuca PO Przemysław Wipler z partii KORWiN, a Mariusz Błaszczak z PiS przekonuje, że w ogóle nie ma żadnych uchodźców, bo przecież oni jadą do nas z Węgier, Włoch i Grecji, więc nie mają prawa nazywać siebie uchodźcami.
Trwa przerzucanie się definicjami – kim właściwie jest uchodźca, uciekinier, a kim imigrant ekonomiczny. Oraz odpowiedzialnością – prawica wytyka rządowi uległość wobec Unii Europejskiej i Niemiec, a lewica niejednoznaczność i chaotyczność w podejmowaniu decyzji.
Bardzo bliski wschód
Pierwszy poranny pociąg przyjeżdża z Brześcia do Terespola po siódmej.