Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Tam ojczyzna, gdzie kasa

Nie wiadomo, jak dyskutować z prezydentem Dudą, żeby nie być posądzonym o udział w przemyśle pogardy.

Czy wystarczy nie kpić z nazwiska („Komoruski”), nie obrażać, że jest obcym agentem, nie zna polskiej ortografii, pisze „bul” czy „krul”? Żeby nie wiem jak być grzecznym – nic nie pomoże, każda polemika zostanie odebrana jako udział w „histerycznej i bezprzykładnej nagonce” na prezydenta Dudę, więc lepiej machnąć ręką na grymasy niepokornych i przejść do rzeczy.

Sposób, w jaki prezydent, będąc za granicą, mówił o Polsce i o sobie samym, może budzić zdziwienie, a nawet niezgodę. W rozmowie z prezydentem Joachimem Gauckiem, w odpowiedzi na wyrazy uznania pod adresem naszego kraju, prezydent Duda powiedział, że Polacy wybrali go, ponieważ nazwał rzeczy po imieniu, czyli powiedział, że Polska nie jest krajem sprawiedliwym, nie wszyscy korzystają jednakowo z owoców transformacji. O tym wszystkim pan prezydent opowiedział z dumą po powrocie z Berlina.

Pierwszy raz słyszę, żeby przywódca jakiegoś kraju opowiadał prezydentowi innego kraju, dlaczego został wybrany. Czy byłoby w dobrym tonie, gdyby prezydent Gauck, przyjmując oficjalnie głowę innego państwa, zaczął opowiadać, jak mądry naród niemiecki docenił jego zasługi i obdarzył najwyższym zaufaniem? Gdyby zaczął się chwalić, jak był pastorem w bezbożnej NRD, jak społeczeństwo RFN doceniło jego zasługi na polu lustracji, bo wreszcie chciało mieć kogoś uczciwego na stanowisku prezydenta? I gdyby Gauck poinformował rodaków o treści rozmowy nie za pół wieku, we wspomnieniach, ale nazajutrz, kiedy tylko zamknęły się drzwi za polskim prezydentem?

Jak wiadomo, wśród przyczyn sukcesu Andrzeja Dudy było zmęczenie rządami Platformy i nieudolna kampania prezydenta Komorowskiego.

Polityka 39.2015 (3028) z dnia 22.09.2015; Felietony; s. 95
Reklama