Kiedy PiS zaczęło opowiadać o śmiertelnie groźnej inwazji islamistów, którzy zaleją Polskę i zrobią tu straszne rzeczy, niezwłocznie pojawił się zarzut, że jest to cyniczne straszenie Polaków. Mnie on nie przekonuje. Choć nie wierzę w głupstwa o śmiertelnym niebezpieczeństwie. Gdyby kilkudziesięciomilionowy naród miał powód poważnie bać się kilku lub choćby kilkudziesięciu tysięcy imigrantów, znaczyłoby to, że jest narodem upadłym. A nie uważam, żebyśmy byli takim narodem.
Jednak nie czuję się przez prawicę oszukiwany ani manipulowany. Uważam, że pisowska prawica mówi i pisze z grubsza to, co czuje. Prawica nas nie straszy, ona szczerze się boi. Nieustannie. Żyje lękami, tak jak lewica żyje nadziejami. Z tym że polska prawica bardziej, a polska lewica mniej niż w starych demokracjach. Lęki rządzą Polską. Zmieniają się tylko wizje przerażających zagrożeń. Gdy jedne się zbyt długo nie sprawdzają, ich miejsce zajmują kolejne.
Strach i cierpienie
Kiedy prezes Kaczyński mówi w Sejmie o ludziach szalonych z nienawiści do Polski – chcących nas zmusić, byśmy wpuścili do kraju obcych kulturowo, którzy sikają w kościołach – całe jego ciało potwierdza grozę sytuacji. Oczy ma jak spodki. Mięśnie twarzy napięte. Widać w nich autentyczny strach człowieka, który na gorąco opowiada bliskim, jak w ciemnym lesie zobaczył wilkołaka. Nie mam wątpliwości, że prezes nie udaje. On opisuje, co widzi. A my widzimy, co on czuje. Wierzę, że przeżywa to szczerze. Może najwyżej troszkę koloryzuje. Ale spontanicznie, bo strach ma wielkie oczy. Wystarczy raz stanąć oko w oko z jakimś groźnym zwierzęciem lub człowiekiem, by zrozumieć, jak nasza wyobraźnia powiększa przeciwnika, którego się boimy.