Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Sędziowie na trudne czasy

Sejm wybrał pięciu nowych sędziów Trybunału Konstytucyjnego

Henryk Jackowski / BEW
Sejm wybrał sędziów w trybie, łagodnie mówiąc, dyskusyjnym, co nie przydaje nominantom i całemu Trybunałowi autorytetu. Ten tymczasem może mu być teraz bardzo potrzebny.

Niewykluczone, że w najbliższych latach Trybunał Konstytucyjny stanie przed najtrudniejszym zadaniem w swojej historii. Może oto okazać się główną barierą dla procederu nazywanego przez politologów „demokratycznym rozmontowywaniem demokracji”. Zważywszy bowiem i na retorykę, i doświadczenia praktyczne z niedawnymi w sumie rządami Prawa i Sprawiedliwości, ewentualne wyborcze zwycięstwo tej partii faktycznie grozi „demodyktaturą”.

W takiej sytuacji rola ustrojowych bezpieczników – w rodzaju Trybunału Konstytucyjnego właśnie – może okazać się kluczowa. I to niezależnie od tego, czy PiS (i mu podobne partie) zdobyłby większość pozwalającą zmienić konstytucję, czy też miałyby rządzić na gruncie obowiązującej.

Kłopot w tym, że atmosfera wokół Trybunału jest coraz gorsza, co nie przyczynia się do wzrostu jego autorytetu – a więc i znaczenia na scenie publicznej i w opinii publicznej.

I nie chodzi wcale w pierwszej mierze o wydawane werdykty – z tymi zawsze można podjąć dyskusję. Głównym problemem są polityczne zawirowania i gry wokół Trybunału – w tym wyboru jego sędziów.

Kiedy Trybunał powstawał, panowała zgoda, że powinien skupiać najlepszych prawników w kraju (ukuto wtedy powiedzenie, że nominacja na sędziego TK powinna być ukoronowaniem kariery wybijających się jurystów). Nikomu nie przychodziło do głowy podejrzewać sędziów o polityczne głosowania, a i partiom nie wypadało zbyt namolnie forsować poszczególnych kandydatów do TK.

Z czasem wszystko się zmieniło. Do Trybunału zaczęły trafiać osoby przeciętne czy wręcz przypadkowe, a za to partyjnie właśnie umocowane (efektem tej tendencji nie były wprawdzie czysto polityczne wyroki, ale na przykład obniżenie się poziomu orzeczeń – a w każdym razie ich uzasadnień czy też opóźnienia w rozpatrywaniu niektórych kategorii spraw z prozaicznej przyczyny braku specjalistów od tych dziedzin prawa w składzie Trybunału). Partie zaczęły zaś wprost mówić o „swoich” faworytach – i traktować wybory sędziów w kategoriach i na zasadach zwykłego parlamentarnego targu.

Teraz pojawiły się nowe elementy. Pierwszym było przyspieszenie wyboru sędziów motywowane końcem kadencji Sejmu (i tym, by zapobiec sytuacji, że nowy parlament nie zdąży wybrać następców przed końcem kadencji odchodzących członków TK). Tyle że oczywiście musiało to skutkować podejrzeniami, że obecna większość chce wykorzystać sytuację do namaszczenia sprzyjających jej prawników.

Drugim znakiem, tyleż symbolicznym, co równie ważnym, było kompletne zlekceważenie przez samych kandydatów możliwości zaprezentowania swojego ewentualnego dorobku i pojmowania prawa zajmującym się tą sferą życia organizacjom pozarządowym (a przez to choćby mediom).

Równocześnie opiniująca kandydatów sejmowa komisja sprawiedliwości tym razem – jak donoszą sprawozdawcy sejmowi – nawet nie próbowała stworzyć pozorów, że jest zainteresowana poglądami potencjalnych sędziów TK. A rekomendacje dała wszystkim zgłoszonym przez partie.

Niezależnie więc, co się sądzi o nowych sędziach, trzeba zapytać: czy w takiej sytuacji obywatele będą poważnie traktować Trybunał?

A jeszcze PiS już podnosi, że większość sędziów TK pochodzi z nadania PO i na zapas podważa wiarygodność niewydanych jeszcze wyroków. Jeśli faktycznie przejmie władzę, będzie miało argument jak znalazł.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną