Nie ulega wątpliwości, że Prawem i Sprawiedliwością na swoich wyłącznie prawach kieruje jego prezes. Także swoimi nominatami na różne urzędy i funkcje, nie wyłączając urzędującego prezydenta i kandydatki na premiera. O roli Kaczyńskiego świadczy choćby niedawny obrazek, jak Krystyna Pawłowicz wręcz błaga prezesa, aby powiedział o niej jako kandydatce ciepłe słowo, a po spełnieniu prośby niemal całuje go po rękach. Prezydent Duda zaś w telewizyjnym wywiadzie bronił jak lew znanej wypowiedzi Kaczyńskiego o chorobach przenoszonych przez uchodźców. Dochodzą do tego wiernopoddańcze sygnały z biznesu, mediów, szkół wyższych, urzędów, samorządów. Jeśli już teraz koniunkturalizm jest tak silny, to można sobie wyobrazić, co stanie się po zwycięstwie PiS.
Przekazanie władzy PiS będzie więc oddaniem jej w jedne ręce – Jarosława Kaczyńskiego. To człowiek, który zawsze chciał ułożyć rzeczywistość według swoich osobistych planów. Stopień spersonalizowania, wręcz prywatności, koncepcji Kaczyńskiego nie da się chyba z niczym w polskiej, ale też europejskiej polityce porównać. Dlatego zbliżające się wybory nie są momentem w zwykłym politycznym cyklu, w którym rządzących podmienia opozycja – choć takie wrażenie próbuje wytworzyć od wielu miesięcy samo PiS. (Jak pokazują sondaże, z powodzeniem).
Umożliwienie Kaczyńskiemu dojścia do pełni władzy jest zmianą znacznie dalej idącą, bo odchodzącą od przewidywalnego modelu liberalnej demokracji na rzecz idei czy obsesji jednego tylko człowieka. Jest oddaniem państwa w ręce tylko pozornie znane, ale w istocie całkiem nowe, ponieważ nigdy jeszcze formacja w rodzaju PiS, narodowo-katolicko-postendecka, z tak specyficznym przywódcą, nie zdobyła w Polsce pełni rządów.