Zabetonowanie polskiej sceny politycznej nie jest tak silne, jak się wydawało
Gośćmi Janiny Paradowskiej w Poranku TOK FM byli Adam Szostkiewicz, Paweł Wroński oraz prof. Radosław Markowski. Komentatorzy podsumowywali debaty przedwyborcze i kończącą się kampanię.
– W tej dyskusji zobaczyliśmy inne słownictwo, inną narrację. Ewa Kopacz i Beata Szydło, które reprezentowały największe partie, blado wypadły na tym tle. Przeciętny Polak zobaczył, że ta mozaika jest ciekawa – mówił prof. Markowski.
Janina Paradowska, publicystka POLITYKI, zgadzając się z tą opinią, uznała, że wtorkowa debata mogła skłonić wyborców do „głosowania wedle serca”.
– Według serca mogła, ale pozostaje drugie pytanie, i to bardziej skomplikowane: jeśli ktoś ma dzisiaj dylemat między zagłosowaniem na partię 30-proc. i partię 6,7,8-proc., to siła jego głosów w przełożeniu na mandaty jest trzykrotnie większa, jeśli głosuje na partię dużą. I to jest pewien problem – zauważył Markowski.
Podkreślił również, że druga debata mogła być punktem zwrotnym i prawdopodobnie podbije frekwencję, co doprowadzi do tego, że procenty dwóch wielkich partii, Platformy i PiS, mogą pójść w dół.
Zaskoczony osiągnięciem w drugiej debacie „pewnego poziomu merytoryczności” był Adam Szostkiewicz. – Nasza uwaga przesunęła się z dużych na małych. Nagle i przez chwilę powiało demokracją. Okazuje się, że to zabetonowanie nie jest takie silne. Najciekawsze w tym momencie będzie to, czy uda się stworzyć taką sytuację, że w wyniku wyborów PiS nie osiągnie swego celu numer jeden, czyli rządu większościowego, zdolnego do zmiany konstytucji – uważa Szostkiewicz.
Paweł Wroński zauważył natomiast, że głównym efektem debaty nie jest „efekt Zandberga”, tylko efekt słabości dwóch głównych partii.