Jak się dowiadujemy z rozmowy z prof. Sławomirem Cenckiewiczem (tygodnik „Najwyższy Czas!”), istnieją co najmniej trzy typy historyków: niepodległościowcy, patriotyczni oportuniści oraz stronnicy frakcji jedwabieńskiej. Do tego dochodzą nieudacznicy z IPN. Ponieważ nie wszyscy czytelnicy mogą kojarzyć profesora C., warto przypomnieć, że ma on na rozkładzie Wałęsę, WSI, a w wolnych chwilach alarmował, że Instytut Pamięci Narodowej „przechodzi na pozycje lewicowe”, ponieważ wydał m.in. zbiór prac magisterskich pod wspólnym tytułem „Seks w PRL”, napisanych pod nadzorem prof. Marcina Kuli, który „relatywizuje komunistyczny totalitaryzm, patrzy z zakłamanej perspektywy i psuje jakość polskiej historii”. Jasne?
Tym razem profesor skupił się na IPN, kuźni polityki historycznej, niewyczerpanego źródła witamin dla niepokornych i nienasyconych – PP. Gargas, Gmyza, Kani, Targalskiego i innych. Skoro autentyczna prawica zdobyła władzę, to instytut ma podobno wchłonąć resort kombatantów (niektóre ugrupowania już ślą protesty), Radę Ochrony Miejsc Walki i Męczeństwa, a także projektowany urząd obrony dobrego imienia Polski i Polaków. Uff!
Na to wszystko pójdą dodatkowe miliony z tego 1,4 bln zł, które tandem Kaczyński–Szydło właśnie wykopał spod ziemi. Zanim jednak IPN otrzyma tak potężną viagrę, trzeba będzie zrobić porządki w samym instytucie, przyjrzeć się kierownictwu, tego i owego wywalić z wygodnej posadki, płatnej lepiej niż na najlepszych uniwersytetach. Tak przynajmniej sugeruje niezłomny prof. C., dla którego IPN to armia oportunistów i próżniaków.