Co mają o niej myśleć państwa zachodnie? Czy będą chciały z nami współpracować w walce z terrorystami? A sama reorganizacja naszych służb też raczej im nie ułatwi wykonywania zadań, które mogą na nie spaść lada moment, jak spadły na Paryż i Francję.
Coraz częściej słychać, że trzecia wojna światowa już trwa. To wojna tzw. Państwa Islamskiego z Zachodem i jego sprzymierzeńcami. Ministrowie spraw wewnętrznych Unii Europejskiej nie mają złudzeń: Paryż może zdarzyć się dziś wszędzie. W Polsce też, jeśli dowódcy fanatyków dostrzegą w tym jakąś korzyść propagandową.
Nawiasem mówiąc, nazywanie organizacji morderców i handlarzy rabowaną ropą naftową i dziełami sztuki „państwem” czy „kalifatem” dodaje im znaczenia. Arabowie niechętni terrorystom nazywają ich zbrodniczy kartel „daesz”.
Daeszyści są groźni. Ich pogróżek nie wolno lekceważyć. Są bogaci, mają na usługach różnych „użytecznych idiotów” z Zachodu, powiązania z państwami Półwyspu Arabskiego, mnóstwo sprzętu bojowego i broni zdobytego na armii syryjskiej czy irackiej albo kupionego za brudne pieniądze. Mają nowoczesną w formie propagandę, a wreszcie ok. 30 tysięcy bojowców, z których część to przybysze z Zachodu. Ideowym spoiwem kartelu jest nienawiść do Zachodu. Islam służy daeszystom do ujarzmiania ludzi poddanych ich panowaniu i rekrutacji nowych terrorystów.
Czy Zachód może ich pokonać? Jeśli skoordynuje swoje działania, może. Ale czy skoordynuje? Nad tym pracują dziś europejscy i amerykańscy politycy, a także służby specjalne i eksperci. Wielu uważa, że daesz upadłby w pół roku, gdyby operacje lotnicze skoordynować z akcjami na lądzie.