Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Kto kogo inwigiluje

Rzekome podsłuchiwanie dziennikarzy to cenny prezent dla polityków PiS

Polityka
Wiadomość poszła w świat: policja podsłuchiwała dziennikarzy. Wszyscy krzyczą, że jeżeli to prawda, mamy megaskandal. No właśnie – jeżeli to prawda.

Środowisko mediów oburzone, obrońcy praw człowieka oburzeni, politycy PiS oburzeni (w tym akurat przypadku czytaj: zachwyceni). Wszyscy krzyczą, że jeżeli to prawda, mamy megaskandal. No właśnie – jeżeli to prawda.

Informację przed samym Sylwestrem podało radio ZET, na podstawie ustaleń reportera pozyskanych od jego źródeł. Zaraz dołączyli się byli dziennikarze tygodnika „Wprost”, bo to ich miano podsłuchiwać. Mało tego, nawet członków ich rodzin. Mega, megaskandal! Dowiedzieli się ze swoich źródeł. Komendant Główny Policji Zbigniew Maj zarządził audyt w swojej firmie, aby jego źródła ustaliły rozmiar przestępstwa i winnych.

Każdy ma swoje źródła. Moje źródło poinformowało mnie telefonicznie (co za lekkomyślność), że też byłem podsłuchiwany w tej sprawie. Wie to od swoich źródeł. Moje źródło nie wiedziało natomiast, czy przy okazji objęto kontrolą członków mojej rodziny, bo jego źródła na ten temat milczały.

Źródła komendanta głównego szybko ustaliły, że kontrolą operacyjną objęto ok. 80 osób, w tym dziennikarzy. Ale dowodów, że stosowano nielegalne podsłuchy, nie znaleziono. Kontrola operacyjna to pojemne pojęcie. Obejmuje bilingi, ustalanie numerów IP, sprawdzanie kontaktów, kontrolę korespondencji, podsłuch, a także osobową inwigilację (tzw. ogon). Komendant dodał, że trudno ustalić konkrety, bo materiałów potwierdzających stosowanie kontroli brak. Wyjaśnił, że zgodnie z prawem jeżeli pozyskane materiały nie nadają się do wykorzystania procesowego, należy je zniszczyć. Jednego nie powiedział. Skoro materiały zniszczono, to skąd wiedział o dziennikarzach objętych kontrolą?

Podsłuchiwać miała grupa funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych.

Reklama