Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Policzmy głosy

Polityka

Temperatura sporu wokół Trybunału Konstytucyjnego doprowadziła w ostatnich tygodniach do dyskusji o fundamentach ustroju Polski. Wynik wyborów i kształt ordynacji dały PiS niekwestionowaną większość w parlamencie, ale częste powoływanie się przez partię rządzącą na „wolę narodu” bywa drażniące. Złośliwi internetowi rachmistrze szybko wyliczyli, że na PiS oddało głos „tylko” 18,7 proc. uprawnionych do głosowania. Czy to rzeczywiście mało?

Przeliczyliśmy wyniki wszystkich wyborów od 1990 r., by porównać tak rozumianą „legitymizację” kolejnych rządów (w przypadku koalicji to suma głosów zdobytych przez partie koalicyjne), prezydentów i decyzji podjętych w referendach.

18,7 proc. rządu Beaty Szydło to wynik powyżej średniej dla wszystkich gabinetów od pierwszej kadencji Sejmu, wynoszącej 18,2 proc. Rekord należy do pierwszego rządu Donalda Tuska – w 2007 r. koalicję PO-PSL poparło 26,6 proc. uprawnionych do głosowania. Cztery lata później było to już 22,2 proc. – tyle, co poparcie rządu Leszka Millera przed rozpadem koalicji z PSL. Lepszy wynik od obecnej premier mieli też Jerzy Buzek (21,7 proc. do rozpadu koalicji z UW) i Waldemar Pawlak (20,5 proc. licząc z głosami na BBWR).

Mandat prezydentów jest zdecydowanie silniejszy, przy średnim poparciu 31,7 proc. uprawnionych do głosowania. Średnią zawyżają Lech Wałęsa (38,7 proc.) i Aleksander Kwaśniewski (34,6 proc. w pierwszej i 32,6 proc. w drugiej kadencji). Wyniki Lecha Kaczyńskiego (27,3 proc.), Bronisława Komorowskiego (29 proc.) i Andrzeja Dudy (28,1 proc.) były do siebie zbliżone.

Wynik głosowania Polaków był bliski „bezwzględnej większości” tylko raz: w 2003 r.

Polityka 4.2016 (3043) z dnia 19.01.2016; Ludzie i wydarzenia. Kraj; s. 7
Reklama