Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Królowa nonsensu

Walka z donosicielami, którzy skarżą się cudzoziemcom na swój kraj, to nic nowego, zwykła obsesja i głupota.

Ale kiedy walka z donosicielami pasjonuje minister, szefową Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – to już gorzej, bo to świadczy, że osoba nie całkiem poważna sprawuje wysoki urząd państwowy.

Rok akademicki 1955/56 spędziłem w Leningradzie. Dzisiaj jest to Sankt Petersburg. W lutym 1956 r. rozniosła się wiadomość, że na trwającym w Moskwie XX Zjeździe KPZR Nikita Chruszczow wygłosił sensacyjny, tajny referat, który odczytywano na zebraniach partyjnych, także u nas na uniwersytecie. Na salę wpuszczano wyłącznie partyjnych, a już na pewno nie studentów zagranicznych. Miałem wtedy koleżankę, imieniem Łarisa, z którą umacnialiśmy przyjaźń polsko-radziecką. Po powrocie z zebrania, w największej tajemnicy, którą już wszyscy dookoła znali, „doniosła” mi na ucho, że – psst! – Stalin był zbrodniarzem (tylko mam o tym nikomu nie mówić!). W ten sposób poznałem największy sekret stanu. Na szczęście Łarisy nikt nie przyłapał na zdradzie tajemnicy państwowej, ale polowanie na donosicieli pozostało ulubionym zajęciem służb i partii komunistycznej. Kto przeszmuglował na Zachód powieść Pasternaka? Hłaski? Kto przemycał paryską „Kulturę” do Polski? Jak ich złapać i skazać? Kto napisał do „Le Monde”? – to spędzało towarzyszom sen z powiek. Oni chyba wierzyli, że gdyby nie „donosiciele”, tobyśmy do dzisiaj nie wiedzieli, że w Stanach bili Murzynów.

Gdyby stosować myślenie królowej nonsensu, to pierwszym „donosicielem” był Andrzej Duda. Będąc z wizytą w Berlinie, nasłuchał się od prezydenta Gaucka komplementów wobec Polski (zaledwie kilka miesięcy temu byliśmy w oczach Zachodu prymusem), po czym polski prezydent zaczął… narzekać na nasz kraj.

Polityka 4.2016 (3043) z dnia 19.01.2016; Felietony; s. 103
Reklama