Profesor zapowiada głęboką czystkę kadrową, centralizację władzy, klientelizm, naruszenie autonomii sądownictwa, próby złamania samorządów, cenzurę i autocenzurę mediów, wreszcie atak na Państwową Komisję Wyborczą, czyli na rzetelność przyszłych wyborów. Profesor jest naukowo wstrzemięźliwy i chłodny, więc uprzejmie dopowiadam: pańskie czarne scenariusze, Panie Profesorze, są przy moich czarnych scenariuszach szare, z odcieniem różu. Nie żebym demonizował rządzącą formację, ma ona zbyt wiele aspektów humorystycznych, aby naprawdę już dziś przerażać, ale czarne scenariusze pisze się po to, żeby ostrzec, może zapobiec, uczulić, odpukać. Muszą być trochę wyostrzone, jednak w granicach prawdopodobieństwa.
Prawdopodobne jest zatem spaskudzenie gospodarki. Akurat dowiedzieliśmy się od statystyków, że Polska w ruinie odnotowała najwyższe od lat tempo wzrostu gospodarczego i pierwszy raz w historii wysoką nadwyżkę eksportu nad importem. Mamy zatem solidny fundament ekonomiczny, ale już śpieszymy z pneumatycznym młotem. Deficyt budżetowy na ten rok wzrósł do prawie 55 mld zł, choć nie jest jeszcze obciążony pełnym rachunkiem za 500+, nie zawiera jeszcze kosztów bezpłatnych leków dla seniorów, podwyższenia kwoty wolnej od podatków, obniżenia wieku emerytalnego czy ulg dla frankowiczów. Żeby nie wiem jak oskubać banki, obciążyć sieci handlowe i zatrudnić 60 tys. osób (taki jest projekt) do kontroli podatku VAT, budżet w następnych latach może mieć dziurę rozmiaru leja po bombie, 100 mld zł albo więcej. Ponieważ PiS nie rozdaje pieniędzy swoich, tylko nasze, trzeba będzie w przyszłości zwiększyć podatki albo długi, a właściwie jedno i drugie.