Joanna Podgórska: – To, co dzieje się wokół Lecha Wałęsy, wygląda na kronikę zapowiedzianej śmierci cywilnej. Jarosław Kaczyński już w 2010 r. mówił, że w obliczu niechybnej kompromitacji Wałęsy to Lech Kaczyński stanie się symbolicznym patronem Solidarności.
Andrzej Celiński: – Mówił to po katastrofie smoleńskiej, ale proces dezawuowania Wałęsy trwa od wielu lat. Od czasu, gdy pod Belwederem palono jego kukły.
Ale wtedy chyba jeszcze nie chodziło o to, by jednego Lecha zastąpić drugim. Czy to możliwe, by symbolem Solidarności stał się Lech Kaczyński?
Niemożliwe. Ale to dobry pomysł na to, by utrwalać w społeczeństwie głęboki, nieprzezwyciężalny podział. Jedni będą uprawiać kult Lecha Kaczyńskiego, a drudzy będą się temu radykalnie sprzeciwiać. A postać Lecha Wałęsy będzie zamazywana.
To jest do zrobienia?
Wszystko, co złe, jest w Polsce do zrobienia. Jeśli nie ma zewnętrznego zagrożenia, to wszelkie złe wewnętrzne scenariusze są do przeprowadzenia. Jarosław Kaczyński trafnie odczytuje tę wyjątkową cechę kultury życia publicznego. Na tym polega jego wielkość. On ma wyłącznie złe scenariusze. Obserwuję to od 1989 r. Wałęsa, dopóki żyje, będzie wypychany z historii przez ludzi, którzy mogą tylko marzyć o jego roli. Swoimi tłumaczeniami sobie nie pomaga. Jest człowiekiem głębokich kompleksów. Mnie jest łatwiej go chyba zrozumieć, bo przypomina mi ojca, jeśli chodzi o drogę życiową. Jestem z mezaliansu. Ojciec pochodził z akulturowej, nieprawdopodobnie biednej rodziny. Jego brat był właściwie niepiśmienny. Za mała była różnica wieku, by obaj mogli chodzić do szkoły. Pięć kilometrów przez las, bez butów.