Sądne czasy
Prof. Fryderyk Zoll o tym, jak ważny w państwie jest szacunek do prawa
Juliusz Ćwieluch: – To wy wychowaliście tych prawników, którzy nam teraz demolują prawo.
Fryderyk Zoll: – Może wyglądam poważnie, ale drastycznie mnie pan postarzył. Między mną a Andrzejem Dudą są zaledwie trzy lata różnicy. Zbigniew Ziobro jest moim rówieśnikiem.
Chodzi mi o środowisko, którego jest pan częścią. Kształtowała was jedna uczelnia, ci sami wykładowcy.
W zdecydowanej większości świetni. Daleki byłbym także od zarzucania nieznajomości prawa Andrzejowi Dudzie czy Zbigniewowi Ziobrze. W tym zresztą dramatyzm sytuacji.
Bo?
Myślę, że prezydent Duda zdawał sobie sprawę z tego, że łamie prawo, tak jak świadomie złożył własną intelektualną suwerenność w podejmowaniu decyzji na ołtarzu partii, której służy. Nie każdy ma siłę wybić się na samodzielność. I mówię to z przykrością.
Zbigniewa Ziobrę kształtowały doświadczenia z Centrum Pomocy Ofiarom Przestępstw i przekonanie, że najsłabszych państwo zostawiło na pastwę losu.
Do pewnego stopnia to, co Ziobro robił w Centrum, ja robiłem w Klinice Prawa UJ. Kształtowały nas podobne doświadczenia. A jak pan widzi, poszliśmy skrajnie różnymi drogami.
Zaangażował się pan jednak w zainicjowany przez PiS program powstania Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury.
Z tego akurat jestem bardzo dumny. Szkoła była jednym z narzędzi do likwidacji karier wsobnych. Ucinała mechanizm lokalnych wpływów. Nawet oficjalnie była krytykowana, że osoba po takiej szkole nie będzie znała lokalnych uwarunkowań.
Nie będzie wiedziała, kogo można skazać, a kogo nie?
Tak to pewnie można interpretować. Dla mnie to była wielka zaleta systemu.
Ostrzegam pana, że jak pan będzie dalej głosił poglądy w tym duchu, to zacznie pan mówić niemal jak Ziobro.