Żołnierze przejęci
Jak prawica wykorzystuje do swoich celów historię antykomunistycznego podziemia
Joanna Podgórska: – Oglądał pan relację z pogrzebu Zygmunta Szendzielarza Łupaszki?
Prof. Rafał Wnuk: – Fragmenty.
Coś pana zaskoczyło?
Nie padło słowo „wyklęci”. Używano głównie sformułowania „niezłomni”.
To ma znaczenie?
Uważam, że to dobrze. Słowo „wyklęci” jest obciążone podwójnym znaczeniem. Wyklęci, kiedy działali, i wyklęci przez III RP, podwójnie zapomniani, skazani na niebyt w społecznej świadomości. To drugie znaczenie jest skierowane przeciwko współczesnej Polsce.
W tym znaczeniu już trudno mówić o wyklętych. Na pogrzebie Łupaszki minister Antoni Macierewicz nazwał ich najlepszym pokoleniem w dziejach Rzeczpospolitej, bez którego nie byłoby wolnej Polski.
Żołnierze podziemia antykomunistycznego stali się dziś wręcz modni. Są głównym produktem zjawiska mody patriotycznej, związanej z prawą stroną sceny politycznej. Zostali umiejętnie zagospodarowani, wręcz zawłaszczeni. To mnie boli. Pamiętam czasy, gdy faktycznie nikt o nich nie mówił, stawali się dopiero przedmiotem badań. Jestem jednym z historyków, których ten temat zafascynował. W pewnym sensie przyczyniłem się do odgrzebania tej pamięci. Ale inaczej odczytywałem ich rolę w historii, niż jest odczytywana dzisiaj.
Dziś otoczeni są kultem państwowym.
Powiedziałbym, że narodowym. Pojęcie „wyklęci” stało się instrumentem budowania opartej na emocjach jednolitej wspólnoty narodowej i marginalizacji państwa rozumianego jako umowa społeczna zróżnicowanych w swych poglądach obywateli. Ta formuła spycha nas z obywatelskości ku wspólnocie narodowej.
Jaką skalę miało po wojnie podziemie antykomunistyczne?