Może apokryf polityczny ktoś pisze? A może to inscenizowany dokument filmowy na temat, co by było, gdyby po 26 latach znów wygrali bolszewicy uważający się za jedynych prawdziwych właścicieli i strażników pieczęci „Bóg, honor, Ojczyzna”? A może jestem już w innym wymiarze i robimy ze Staszkiem Bareją nową komedię? W roli głównej generalissimusa, który sam sobie stawia pomniki – niezawodny Jurek Dobrowolski. Widzę go, jak stoi na taborecie i dumnie ogłasza: „Tej wiosny, wcześniej niż zwykle, zazieleniła się kiełbasa”. Tak, to film.
O! Właśnie trwają zdjęcia z dorzynania Puszczy Białowieskiej. Minister środowiska tłumaczy dziennikarzom, że ta gnijąca gęstwina drzew to chorobliwa narośl na zdrowym ciele biało-czerwonej: „Polak zawsze mieszkał na polach, stąd nazwa. I on chce widzieć ojczyznę po horyzont, cieszyć oko rozgwieżdżonym nad sobą niebem i mieć z tego powodu nie jakieś tam prawo moralne jak ten Niemiec Kant. Polak chce mieć Boga w sercu i dlatego wycinamy ten śmietnik”. Stojący obok minister obrony dodaje: „Tylko tchórze kryją się w puszczy. 15 sierpnia napadniemy na Rosję i Niemcy. Dlaczego właśnie na te dwa? Bo są najbliżej i dla naszej armii będzie najtaniej”. Tu szefowi MON przerywa Jarosław Gowin, który z powodu imienia ma takie prawo: „Pamiętajmy, że w polskim wojsku zarządzono bezwzględne przestrzeganie Dekalogu, dlatego we wszystkich karabinach co druga kula jest gumowa. Słowem, polski żołnierz strzela, Pan Bóg kulę nosi”. Stop! Następne ujęcie z czterech kamer!
Pojawia się limuzyna. To Andrzej Duda przestał śledzić na Twitterze życie leśnych wydr, bo dowiedział się, że tu właśnie występują w naturze. Chce im osobiście przekazać pozdrowienia oraz zapewnić, że dotrzyma słowa i obniży im wiek emerytalny.