Tragedia konserwatyzmu odbywa się po cichu, jakby niezauważona, choć władza wręcz ostentacyjnie depcze właśnie cały kanon wartości konserwatywnych. To może mieć istotne konsekwencje zarówno dla państwa, jak i dla samej partii rządzącej, podającej się za konserwatywną.
Konserwatyści mają prezydenta, rząd, parlament, media publiczne („niepokorni” przecież też się mają za konserwatystów), spółki Skarbu Państwa, a nawet stadninę koni, ale właśnie tracą tożsamość. Wystarczy popatrzeć jak do polskiej rzeczywistości ma się kanon wartości konserwatywnych, czyli: dbałość o państwo i jego instytucje, prawo, własność, realizm w polityce zagranicznej, szacunek do mniejszości narodowych, ewolucjonizm w postępowaniu i opór wobec wszelkiej „inżynierii społecznej”, którą swoja lub obca władza próbowałaby naruszać zastany ład społeczny i prawny. Świadomie nie wymieniam chrześcijaństwa, bo to, czy PiS kieruje się w swoim postępowaniu etyką chrześcijańską i linią papieża Franciszka, konserwatyści najlepiej ocenią sami.
Ład kulturowy i polityczny
Konserwatyzm należy do najbogatszych nurtów myśli politycznej w Polsce, jest nieporównanie bogatszy niż liberalizm. Wśród znawców tematu są osoby o różnych politycznych biografiach: dr hab. Kazimierz Michał Ujazdowski (m.in. „Batalia o instytucje”), dr hab. Rafał Matyja (m.in. „Konserwatyzm po komunizmie”), a przede wszystkim prof. Bogdan Szlachta (m.in.: „Państwo i prawo w polskiej myśli konserwatywnej do 1939 roku”, „Polscy konserwatyści wobec ustroju politycznego do 1939 roku”).