Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Sami swoi

Adam Nawałka powołał szeroką kadrę na EURO. Pierwsze wrażenie: brak zaskoczeń

. . Adam Nawałka / Facebook
To w sumie smutne, że personalny wybór Nawałki i jego sztabu nie grzeje.

Trener Nawałka nie miał kłopotu bogactwa. Bo i z jakiej racji? Spektakularnych transferów polskich piłkarzy do mocniejszych lig brak. Ekstraklasa jaka jest, każdy widzi. Epizodyczna styczność polskich zespołów z europejskimi pucharami przekłada się na logiczną wątpliwość, czy ci, którzy wybijają się w lidze, to po prostu jednoocy wśród ślepców.

Przez ponad pół roku od zakończenia kwalifikacji do EURO nie byliśmy świadkami żadnego błysku, nie pojawił się żaden piłkarz, który przebojem wdarłby się do kibicowskiej świadomości. Szansę last minute wykorzystał tylko Filip Starzyński z Zagłębia Lubin. Trochę ten debiut spóźniony (w maju skończy 25 lat), ale jakoś się broni, bo Zagłębie, w końcu beniaminek Ekstraklasy, jest o krok od europejskich pucharów.

To w sumie smutne, że personalny wybór Nawałki i jego sztabu nie grzeje. Że nie ma się o kogo upominać. Bo kibicowskie spory na forach podszyte są wyłącznie sympatiami klubowymi. I smutne jest to, że Nawałka, tak zauroczony swego czasu metodami Leo Beenhakkera, nie otwiera się, wzorem Holendra, frontem na młodych i powołał tylko tych dwóch–trzech, których zna z poprzednich zgrupowań, ale którzy po udanej jesieni wiosną niestety zgaśli.

Dobrym miernikiem opinii selekcjonera w temacie jakości młodego pokolenia polskich piłkarzy jest powołanie dla Pawła Dawidowicza, na co dzień grającego zaledwie w rezerwach Benfiki Lizbona. W Polsce widać, zdaniem Nawałki, lepszych nie ma.

Kibicom pozostaje wierzyć, że ci, którzy sprawdzili się podczas kwalifikacji do EURO, dowodzeni przez kapitana Lewandowskiego, dadzą radę. Że przy paru piłkarzach (Lewandowski, Glik, Krychowiak, Milik, Piszczek, Zieliński), którzy już są europejską marką, pozostali, tak jak w eliminacjach, wzniosą się na swoje wyżyny i to jeszcze raz wystarczy do awansu z grupy.

Reklama