Bodaj najciekawszą informacją podaną w „audycie” MON ministra Antoniego Macierewicza była ta o „nisko lecących obiektach”, obserwowanych wzrokowo, a niewykrytych przez wojskowe radary, rzekomo z winy poprzedników. Sytuacje takie miały być „nagminne”. Choć Straż Graniczna informuje o zaledwie pięciu odnotowanych przypadkach, Polska musi przeciwdziałać.
Opis brzmi jak scena z filmu sci-fi, takiego sprzed 30 lat: „Funkcjonariusz PSG w Grzechotkach zaobserwował mały obiekt latający w kształcie okręgu lecący na wysokości około 150 m, w głąb kraju. Następnie obiekt ten zawrócił na stronę rosyjską i zniknął z pola widzenia”. Najprawdopodobniej jednak nie było to UFO, a rosyjski dron z Obwodu Kaliningradzkiego.
Grzechotki to nadgraniczna miejscowość na północny wschód od Braniewa i znane Rosjanom przejście graniczne, przez które masowo jeżdżą na zakupy do Polski. Podobne przypadki wzrokowego wykrycia niezidentyfikowanych przelotów statków powietrznych przez granicę państwową RP przez funkcjonariuszy Straży Granicznej służba wylicza w niedawnej odpowiedzi na poselską interpelację. Zbiegła się ona z nagłośnionym przez Antoniego Macierewicza „nagminnym” przekraczaniem granic powietrznych Polski przez nisko lecące obiekty, obserwowane wzrokowo, ale niewykryte przez rozpoznanie radiolokacyjne. Według ministra z winy jego poprzedników.
Nagminne czy sporadyczne
Straż Graniczna, konkretnie jej warmińsko-mazurski oddział odpowiedzialny za ochronę granicy polsko-rosyjskiej, informuje o pięciu wykrytych wzrokowo bezzałogowcach w ciągu ostatniego półtora roku. Oprócz Grzechotek bezzałogowce pojawiały się w okolicy Bezled i Gołdapi.
Najgłębiej nad polskim terytorium był dron zauważony pod Bezledami, około 1 km.