Przy okazji ujawniła, że w siedzibie TVP wciąż ukrywają się „ubecy po nieoznakowanych pokojach”, i to w liczbie „najmniej kilkuset”.
Jednego z takich ubeków udało mi się odnaleźć schowanego w szafie w nieoznakowanym pokoju niedaleko gabinetu prezesa TVP.
– Proszę otworzyć, wiem, że pan tam jest.
– Najpierw niech pan przysięgnie, że nie wyda mnie pan tej Stankiewicz – zażądał głos z szafy.
Gdy spełniłem żądanie, drzwi skrzypnęły. Ukazał się w nich wychudzony, mocno zaniedbany ubek.
– Od dawna pan tak tu siedzi?
– A który mamy rok?
– 2016.
– W takim razie jakieś ćwierć wieku.
– Jakim cudem?
– Przez lata ukrywali mnie dobrzy ludzie, zresztą katolicy. Ale wszystkich już z TVP wywalili. Teraz mogę liczyć tylko na rodzinę, która czasem przemyci ubranie, prasę i coś do jedzenia.
Na chwilę milknie, wstrzymuje oddech i w napięciu nasłuchuje odgłosów dochodzących z korytarza.
– Kiedy tylko słyszę, że coś się dzieje, chowam się w szafie albo w tym schowku pod podłogą – wyjaśnia, demonstrując ukryty właz.
– Nie próbował pan wyjść?
– Zwariował pan? Stankiewicz ma nieludzki węch, takich jak ja wyczuwa na odległość. Słyszałem, że nawet przez grubą ścianę potrafi wywęszyć czyjeś obce pochodzenie w trzecim, czwartym pokoleniu.
– Proszę się uspokoić. Niech się pan nie trzęsie – poprosiłem, podając ubekowi szklankę wody.
– Czuję, że moje dni tutaj są policzone. Że ona przyjdzie po mnie, a potem będzie tak jak z Tuskiem: oskarży o jakiś zamach i zażąda kary śmierci.