Zwłaszcza pielęgniarki będą się upominać o wyższe pensje, bo od lat są niedoceniane. W dodatku jest ich coraz mniej, w związku z czym na niskie zarobki nakłada się coraz większy ogrom pracy. Przykład koleżanek, które już dawno temu wyjechały z Polski na Zachód, działa deprymująco – może też trzeba było spakować walizki i wyjechać do pracy w Irlandii lub Skandynawii? Tak myśli spora grupa pań, które jeszcze zostały w tym zawodzie (zresztą garstka obecnych w nich mężczyzn myśli podobnie). W końcu i one wyjadą lub przejdą na emerytury.
A co myśli o tym kierownictwo resortu zdrowia? Akurat Centrum Zdrowia Dziecka, gdzie we wtorek rano pielęgniarki odeszły od łóżek pacjentów, to instytut podlegający samemu ministrowi. To nie wojewoda ani samorząd jakiejś gminy ustala warunki płac w tej placówce. Rządzi dyrektor, którego zwierzchnikiem jest pan minister.
Widać, że problemy najtrudniej rozwiązywać tam, gdzie nadzór powinien być wręcz modelowy. Konflikt płacowy w jednym szpitalu zawsze ma swoją genezę w niedogadaniu się personelu lub związków zawodowych z kierownictwem – i w przypadku CZD mamy z tym właśnie do czynienia.
Pielęgniarki przez kilka tygodni sygnalizowały gotowość strajkową, a ile można chodzić po oddziale w czarnych koszulkach z wpiętą biało-czerwoną flagą? Decyzja o odejściu od łóżek pacjentów (zwłaszcza dzieci) zwykle przyspiesza negocjacje – więc podobnie stało się i tym razem.
Kompromis zostanie zapewne osiągnięty, ale pozostanie pytanie: co dalej? Skąd brać pieniądze na podwyżki dla innych szpitali, jak przyciągać do pracy w pielęgniarstwie młode osoby? To jest zadanie dla kierownictwa resortu zdrowia, ale na razie nie przedstawia nam ono żadnej recepty. Będziemy więc żyli od strajku do strajku, chyba że ministerstwo zdrowia pokaże białemu personelowi mapę drogową, na której wyraźnie będą zaznaczone decyzje oznaczające poprawę warunków pracy.
Na koniec krótka dygresja, ale ważna z punktu widzenia dzisiejszej sytuacji w ochronie zdrowia. Od lat mamy w niej bowiem do czynienia z olbrzymim zróżnicowaniem uposażeń zarówno lekarzy, jak i pielęgniarek. Jedni otrzymują naprawdę wysokie pensje, inni – nie odczuwają od lat żadnej poprawy.
Nie można więc dziś wrzucać wszystkich szpitali i tzw. siatek płac do jednego worka. Tak jak nie można kwitować strajku pielęgniarek z Centrum Zdrowia Dziecka hejtem „lepiej wzięłyby się do pracy”. Niesprawiedliwość obecnego systemu polega na tym, że jedni pracują ponad miarę, dostając za to grosze, a inni rzeczywiście się obijają i chcą jeszcze więcej. Sprawiedliwie nie znaczy po równo. Dyrekcje szpitali muszą o tym pamiętać, ale pielęgniarki – również.