Rafał Woś: – Pani podsumowanie półrocza rządów PiS?
Kataryna: – Kojarzy mi się z takim dowcipem. Jasiu, Jasiu, nie sikaj do basenu! Ale proszę pani, przecież wszyscy sikają! Tak Jasiu, ale tylko ty z trampoliny.
Niech to pani opowie Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Niestety, nie znam prezesa osobiście.
Jak to? Sam pamiętam, jak prezes Kaczyński mówił, że „całuje obie dłonie pani Kataryny i kłania się głęboko jej inteligencji oraz odwadze”. Innym znów razem deklarował, że „bardzo chciałby panią Katarynę poznać”.
I to były bardzo miłe deklaracje, ale nigdy nie traktowałam ich dosłownie. Czasem lepiej sobie wyobrażać, niż skonfrontować się z rzeczywistością.
Nie ciekawi pani Kaczyński?
Jasne, że ciekawi. Zwłaszcza ostatnio. Bardzo bym chciała go zapytać, czy on nie widzi tego, co mnie wydaje się tak fundamentalne i zupełnie oczywiste.
Czyli co?
Że odtrąca tych, którzy dali mu władzę. Mnie na przykład.
Głosowała pani na PiS?
Tak.
I żałuje pani?
To jest trochę bardziej skomplikowane.
Ja się nigdzie nie spieszę.
Nie wyprę się, że do PiS mi najbliżej, ale głównie dlatego, że to jedyna partia, której przeszkadzają wady III RP i – przynajmniej w deklaracjach – chce ją gruntownie naprawiać. A to jest to, czego u polityków szukam – niezgoda na nierówną dystrybucję dóbr, wpływów i prestiżu.
Czyli?
Przez lata z każdego, kto próbował mieć inne niż mainstream zdanie na temat czegokolwiek – kultury, spraw zagranicznych albo gospodarki – robiono oszołoma, wstecznika, prawie faszystę, który nie powinien mieć głosu w publicznej debacie.