„Konstytucja jest „produktem politycznym”. To dotyczy też obecnej polskiej ustawy zasadniczej. Nie udało się jej uchwalić szybko po demokratycznym przełomie. Powstała dopiero w 1997 r., gdy kluczowe ustrojowe przekształcenia zostały już zrealizowane. Uchwalona została przez Zgromadzenie Narodowe w kształcie uzgodnionym w czterostronnych negocjacjach partyjnych (SLD, PSL, UW i UP). W ówczesnym Zgromadzeniu Narodowym nie było „prawicy”, a akceptacja w referendum nie była imponująca. Jednak to nie okoliczności uchwalenia konstytucji czynią postulat jej nowelizacji zasadnym.
Najważniejsza jest ocena, czy normy konstytucji opisują ład ustrojowy w kształcie, który uznajemy za pożądany. Warunkiem ewentualnej zmiany powinna być wola realnej większości obywateli. Trzeba też mieć świadomość, że „złą” konstytucję można zastąpić gorszą. Tak chyba było w okresie międzywojennym, gdy krytykowaną (ale gwarantującą demokrację) konstytucję marcową zastąpiła konstytucja kwietniowa zgodna z autorytarnymi praktykami z lat 30. Dziś takie obawy wiąże się – pewnie słusznie – z planami PiS.
Gwarancje pluralizmu
Zacznijmy od kwestii obecnie gorącej – Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli zgodzimy się, że ustrojową funkcją Trybunału powinno być zapobieganie ustanawianiu (przez zwykłą większość w parlamencie) regulacji naruszających standardy ustrojowe, ale też by Trybunał samoistnie prawa nie kreował, to musimy zastanowić się, czy obecna jego pozycja jest właściwa. Moim zdaniem nie.
Przyjęte zostało milczące założenie, że konstytucja zawiera uregulowania, które pozwalają udzielić obiektywnej odpowiedzi na każde pytanie o zgodność dowolnej ustawy z konstytucją.