Artykuł w wersji audio
To nie wydatek, to inwestycja – powtarzała premier Beata Szydło, mówiąc o programie 500 plus, który w tym roku będzie kosztował 17, a w przyszłym już ponad 20 mld zł. Inwestycja polegać ma na tym, że beneficjenci programu – zwłaszcza ci ubożsi, do których przede wszystkim kierowany był program – otrzymane od państwa pieniądze wydadzą w pierwszej kolejności na polską żywność. Nie wytransferują ich za granicę, kupując importowane towary, może nawet nie zaniosą do banków, bo biedni nie oszczędzają. Dadzą zarobić polskim firmom, które dzięki temu będą szybciej się rozwijać. Do państwowej kasy wpłynie więcej pieniędzy z podatków. Jeszcze w tym roku aż 2 mld zł. Sami tylko producenci mebli liczyli na dodatkowe zakupy wartości nawet miliarda złotych.
Pogląd, że biedni dzięki pieniądzom z budżetu rozruszają polską gospodarkę, podziela Narodowy Bank Polski. Według prognoz Instytutu Ekonomicznego NBP zasiłki na dzieci przyspieszą w tym roku tempo wzrostu PKB o 0,3 proc., a w następnym już o 0,5 proc. Kalkulacje opierają się na założeniu, że połowa dodatkowych dochodów rodzin od razu zostanie wydana na konsumpcję. Zaś po spłaceniu zaległości czynszowych i innych długów beneficjenci będą kupować jeszcze więcej. W ubogich rodzinach największą część domowego budżetu pochłaniają wydatki na jedzenie. Jak się nieco wzbogacą, będą chciały jeść lepiej. Może też lepiej się ubrać.
Sami zainteresowani w deklaracjach potwierdzali to przekonanie. Z internetowej ankiety firmy SW Research, przeprowadzonej przed startem programu, wynikało, że pierwszą pozycją, którą sfinansują najubożsi, będą ubrania dla dzieci (35 proc. pytanych). Drugą (27 proc.) – codzienne zakupy, czyli właśnie żywność. Co czwarty ankietowany zapewniał, że wyda pieniądze na książki i dodatkowe zajęcia dla dzieci. W odpowiedziach zarówno osób uważających siebie za ubogie, jak i zamożniejszych nie pojawiał się zamiar zakupu gadżetów elektronicznych. Rzeczywistość obserwowana po starcie programu 500 plus na razie rozmija się z deklaracjami.
Czy się stoi, czy się leży…
Polska bieda z reguły powiększa się wraz z liczbą dzieci. Im ich więcej, tym trudniej związać koniec z końcem. 500 plus wyraźnie zmienia tę sytuację. Najbardziej w rodzinach wielodzietnych. Oto dość skrajny, ale prawdziwy przypadek. Rodzina, z którą Ośrodek Pomocy Społecznej w dużym mieście ma stały kontakt, składa się z dwojga rodziców i dziewięciorga dzieci, w tym troje niepełnosprawnych. Matka nie pracuje, ojciec pobiera 590 zł renty. Do tej pory suma miesięcznych zasiłków, jakie otrzymywali, wynosiła 3693 zł – wylicza pracownik socjalny. Mieli także prawo do zasiłku okresowego w wysokości 1369 zł. Raz na trzy miesiące. Teraz państwo gwarantuje im 10 154 zł miesięcznie. W przypadku tej rodziny 500 zł należy się na każde dziecko. Z jej perspektywy finansowy zawrót głowy wydaje się w pełni usprawiedliwiony. Dostała do ręki ponaddwukrotnie więcej pieniędzy, niż dysponowała do tej pory. A jednak pracownik socjalny ma kłopot: nie jest przekonany, czy pięć tabletów jest tym, czego ta rodzina potrzebuje najbardziej i najpilniej. – A co, jednym dzieciom miałam kupić, a innym nie? – pyta matka, zdziwiona wątpliwościami. Ponieważ na wszystkie tablety nie starczyło, skorzystała z wiszącej na słupie oferty „Chwilówki 500 plus”. Zwróci za miesiąc. Jakoś nie przyszło jej do głowy, żeby zapytać, ile trzeba będzie oddać.
Do tej pory pomoc społeczna należała się wtedy, gdy dochód na głowę w rodzinie nie przekraczał 514 zł. Teoretycznie nadal jest tak samo, ale nieopodatkowane 500 zł na dziecko do dochodu się nie wlicza, więc żadnego z do tej pory pobieranych zasiłków odebrać nie można. Darmowych obiadów w szkole także. Żeby otrzymać 500 zł już na pierwsze dziecko, dochody w rodzinie nie mogą być wyższe niż 800 zł na głowę. W przypadku dzieci niepełnosprawnych poprzeczkę podniesiono do 1,2 tys. zł.
Na wsi 500 zł już na pierwsze dziecko dostanie aż 75 proc. rodzin. W przypadku rolników do dochodu nie wlicza się bowiem dopłat do hektara. Ponieważ rolnicy nie płacą PIT, ich rzeczywiste dochody nie są znane. Statystycznie, według szacunków GUS, posiadacz jednego hektara wyciąga z niego miesięcznie 208 zł 83 gr. Każdy, kto ma nie więcej niż 11 hektarów (czyli ponad trzy czwarte polskich rolników), jest więc formalnie uprawniony do zasiłku już na pierwsze dziecko. Bez względu na to, czy te grunty leżą odłogiem, czy właściciel uprawia na nich truskawki albo szparagi.
Według tych statystycznych kryteriów na wsi panuje powszechna nędza, tym bardziej że statystyka nie uwzględnia pracy na czarno ani transferów z zagranicy. To może wyjaśniać, za jakie pieniądze pobudowano te wszystkie nowe domy, ale nie ułatwia oceny faktycznej siły nabywczej polskiej wsi.
Tablety, a nie kotlety
Józef Konarczak, właściciel zakładów mięsnych w Pogorzeli i sieci 15 sklepów firmowych na terenie Wielkopolski, jest nieco rozczarowany. Liczył na to, że jak ludzie dostaną te 500 plus, to będą chcieli, żeby ich dzieci zamiast mortadeli jadły częściej szynkę. Na powitanie nowych pieniędzy przygotował atrakcyjną ofertę. Ale zwiększonego popytu na żywność nie dostrzega. Janusz Rodziewicz, prezes Zrzeszenia Wędliniarzy i Rzeźników RP, nie ma o tym sygnałów także z innych rejonów kraju. Rodzimej branży mięsnej program 500 plus na razie nie rozruszał. Może później, jak już się ludzie nasycą luksusem?
W Nidzicy na Mazurach do niedawna były dwa sklepiki, w których można było kupować „na krechę”. Został jeden, bo najuboższych już nie trzeba kredytować. Właścicielka tego, który ciągle prowadzi zeszyt z niezapłaconymi zakupami, nie zauważyła, żeby zadłużeni klienci bardziej skwapliwie oddawali należności. Nie boi się, że nie zwrócą, w końcu wszyscy się tu znają, ale mogliby trochę szybciej. Pieniądze przecież mają. W sklepie sprzedaż alkoholu i papierosów wyraźnie wzrosła. Nie zauważyła, by klienci kupowali więcej żywności.
Na warszawskiej Woli sklep dla rodzin potrzebujących wsparcia prowadzi fundacja Jeden Drugiemu. Ceny bywają nawet o połowę niższe niż w dyskontach. Żywność – od darczyńców – jest w pełni wartościowa. Jest też nowa odzież i buty dla dzieci, pampersy. Odkąd rodziny zaczęły dostawać po 500 zł na dziecko, liczba klientów wyraźnie się przerzedziła. – Ludzie poczuli się finansowo dowartościowani, awansowali społecznie – uważa prezeska fundacji Dorota Zalewska. Chcą, żeby sąsiedzi też to zauważyli. Przenieśli się z zakupami do Carrefoura. Pokazują w ten sposób, że już ich stać.
Beneficjenci programu 500 plus najchętniej wydają pieniądze w wielkich sieciach. Nie na jedzenie, na importowane gadżety. Spełniają swoje i dziecięce marzenia o luksusie. – Już w pierwszym tygodniu wypłacania 500 zł obroty sieci z artykułami elektronicznymi podskoczyły o kilkanaście procent – informuje Andrzej Maria Faliński, dyrektor Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. – Potem się nieco ustabilizowały, ale nadal wzrosty są widoczne. Największym powodzeniem cieszą się smartfony, tablety, konsole do gier. Takie, jakie mają bardziej zamożni rówieśnicy. Elektroniczne gadżety są wyznacznikiem prestiżu. Podobnie jak odzież czy buty aktualnie modnych marek. Na tej liście rzeczy są także deskorolki i trampoliny. Więc ruch panuje także na portalach ogłoszeniowych. Taniej można kupić to samo na Allegro albo na platformie OLX.
Zasiłki pozwalają także spełniać marzenia ojców. Do niedawna dla klientów pomocy społecznej nieosiągalne, na przykład o samochodzie. Nie rozruszają jednak naszego przemysłu motoryzacyjnego, raczej w niego uderzą. Wielkie koncerny zainwestowały w polskie fabryki, licząc na duży popyt Polaków na samochody. Zaspokajamy go na skróty, sprowadzając coraz starsze auta używane z Zachodu. Często po wypadkach. Według Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego aż 64 proc. aut, które w tym roku sprowadziliśmy z zagranicy, miało ponad 10 lat. Z niemieckich złomowisk sprowadzamy dwa razy więcej samochodów, niż kupujemy nowych w kraju.
Joanna Staręga-Piasek, zastępca dyrektora Instytutu Rozwoju Służb Społecznych, obawia się tego naszego pragnienia prestiżu, którego wyznacznikiem są elektroniczne gadżety czy auta. Chodzi o to, że dysfunkcyjne rodziny po pobraniu zasiłków na dzieci poczuły się względnie zamożne. Mogą zatracić poczucie realności i zacząć się zadłużać na poczet przyszłych dochodów.
– Na decyzjach, które dostają z urzędu o zasiłku, napisane jest, że będą go dostawać do listopada 2017 r. Liczą, jaka to kupa pieniędzy – potwierdza Dorota Zalewska z fundacji Jeden Drugiemu. Czemu by nie wydać ich nieco wcześniej? Najwięcej ogłoszeń w stylu „Chwilówki 500 plus” można znaleźć w sąsiedztwie ośrodków pomocy społecznej. Szczególnie w Warszawie, gdzie wnioski o zasiłki złożyło 89 tys. rodzin, a pieniądze na razie dostała zaledwie połowa. Rodzice się niecierpliwią, więc wydają pożyczone.
Praca się nie opłaca
Ludzie zachłysnęli się zasiłkami – mówią ci, którzy ich nie dostali. Poczucie krzywdy i niesprawiedliwości coraz częściej skutkuje donosem. Zwłaszcza gdy gołym okiem widać, że pieniądze wydaje się nie na to, co naprawdę służy dziecku. O nieprawidłowościach donoszą sąsiedzi. W Pruszczu Gdańskim, Łowiczu, Gorzowie Wielkopolskim, Białymstoku. W ślad za donosami ruszają kontrole. Gminni urzędnicy donosy sprawdzają. I na tym się kończy. Wobec patologii na ogół bywają bezsilni. Mogą co najwyżej postraszyć, że gotówkę zamienią na pomoc rzeczową. Wtedy buty czy ubranie dla dziecka trzeba najpierw sprzedać i dopiero można pieniądze zamienić na alkohol. Tak się dzieje, takie sygnały docierają do gmin. Jeśli państwo ureguluje rachunki za prąd, wtedy nic spieniężyć się nie da, ale gminy nie są pewne, czy za prąd mogą potrącić z 500 plus. Gmina Chrzanów zamierza potrącić sobie z zasiłku zaległe czynsze w lokalach komunalnych. Dzięki temu rodziny unikną eksmisji, więc nie ma wątpliwości, że zasiłek zostanie wydany dla dobra dzieci. Rozruszanie gospodarki pozostaje jednak problematyczne.
Żądanie od rodziców faktur czy rachunków potwierdzających, na co pieniądze zostały wydane, jest nieuprawnione. Żadne przepisy tego nie przewidują. Minister Elżbieta Rafalska niejednokrotnie powtarzała, że rodzice najlepiej wiedzą, na co przeznaczyć pieniądze z programu 500 plus. Rząd centralny przyjął rolę dobrego policjanta; ten zły, czyli samorząd, ma obowiązek sprawdzić, czy pieniądze zostały właściwie wydane, choć brakuje mu do tego zarówno narzędzi, jak i definicji, co to znaczy „właściwie”.
Najwięcej sygnałów o nieprawidłowościach dotyczy rodzin, które już wcześniej były klientami pomocy społecznej. To te, które dziś dostają 500 zł na wszystkie dzieci. – Od kilku lat staraliśmy się, żeby zasiłki motywowały ich do pożądanych zachowań – tłumaczy Bogusława Biedrzycka, dyrektorka Ośrodka Pomocy Społecznej na warszawskiej Woli. – Namawialiśmy rodziców np. na krótkie szkolenie, jak zaplanować domowy budżet, pomagaliśmy szukać pracy, leczyć uzależnienia. Zainteresowani zdawali sobie sprawę, że w przypadku odmowy współpracy mogą pieniędzy nie otrzymać. Próbowali się starać. Zasiłek 500 plus należy się bezwarunkowo, więc obecnie każdy zainteresowany może powiedzieć pracownikowi socjalnemu „spadaj”.
Dorota Zalewska, prezeska fundacji Jeden Drugiemu, też ma poczucie przegranej. Od kilku lat fundacja zachęcała matki do podjęcia pracy, organizowała dla nich nawet pomoc wizażystki czy fryzjerki, aby kobiety czuły się pewniej, lepiej wyglądały. Praca zawodowa zwiększa poczucie własnej wartości, niezależności – mówi prezeska. Teraz rodziny, zwłaszcza z trójką i większą liczbą dzieci, zupełnie straciły motywację do jej podjęcia. Praca się bowiem nie opłaca.
Obywatele 500 plus
Gmina Rzezawa w powiecie bocheńskim w ramach pomocy niezamożnym mieszkańcom rozdaje warzywa i owoce. Ludwik Węgrzyn, starosta Bochni, zauważył z przykrością, że ci obdarowani warzywami mieszkańcy wiejskiej gminy mają własne ogródki, a nawet większe kawałki pola. Jednak nie uprawiają na nich warzyw ani owoców. Nie opłaca im się. Wolą kupić w markecie. – Zniechęciliśmy ludzi do pracy – konstatuje działacz PSL. W Bochni także widać, że świeże zasiłki na dzieci, jeśli rozruszają, to raczej chińską niż polską gospodarkę.
Może w wakacje rodzice przeznaczą je na atrakcyjne kolonie czy inne formy spędzania czasu. Na razie takiego efektu programu nie widać. Oferty biur podróży w stylu Neckermanna „Dziecko już od 500 zł” są adresowane raczej do rodzin zamożniejszych, które i bez zasiłku dbały o zapewnienie wakacji dzieciom. To bardziej chwyt reklamowy niż efekt programu.
Burmistrz miasta na Podlasiu poprosił służby socjalne o symulację, ile pieniędzy miesięcznie w formie zasiłków może dostać rodzina z pięciorgiem dzieci, jeśli oboje rodzice nie pracują. Wyszło, że 5984 zł. I jak zmieni się jej sytuacja finansowa, gdyby ojciec i matka zaczęli zarabiać, choćby tylko płacę minimalną. Wyszło, że w domowym budżecie pojawi się zaledwie o 145 zł więcej, bo stracą niektóre formy pomocy. To po co się szarpać? Nieopłacalność podejmowania pracy wyraźnie wzrosła jako efekt 500 plus.
W takiej rodzinie w wyniku programu być może urodzi się nawet kolejne dziecko. I cała szóstka nie nauczy się od rodziców porannego wstawania do pracy. Nie będzie wiedziała, co to znaczy szukać zajęcia, bo ich rodziny to nie dotyczy. Nie zobaczy ojca ani matki, jak się dokształcają, żeby poprawić własną pozycję zawodową. Same dzieci też niekoniecznie zdobędą jakiś zawód. Nauczą się czekać na pieniądze. – Gdyby któryś z rodziców zdecydował się na zatrudnienie, może posłaliby dzieci do przedszkola. Miałyby szansę nauczenia się pewnych zachowań wcześniej. Niepracujący wielodzietni przedszkoli i żłobków unikają – ubolewa Bogusława Biedrzycka. Z tego powodu także o dysfunkcjach rodziny pomoc społeczna czasem dowiaduje się z opóźnieniem.
Obywatele 500 plus wiedzą, że można też nie spłacać zaciągniętych wcześniej długów. Bezkarność zachęca do zaciągania kolejnych. Trzeba tylko założyć w banku bezpłatne subkonto, na które wpływać będą środki z programu. To znaczone pieniądze, komornik nie ma prawa ich ruszyć, może za to nawet stracić pracę. Prawa wierzycieli (którzy także mogą mieć dzieci) respektowane nie są.
Agnieszka Bulik z agencji pracy tymczasowej Randstad ma coraz większe problemy ze znalezieniem niewykwalifikowanych ludzi do pracy. Największy brak chętnych daje się odczuć na Śląsku i Pomorzu. Tymczasem liczba ofert zatrudnienia stale rośnie. Bulik uważa, że to także efekt 500 plus.
Podobnie sądzi właściciel wielkiej plantacji borówki amerykańskiej koło Korycina. Nikt z okolicy, chociaż to biedny region, nie chce u niego pracować. Nawet na czarno nie zamierzają do zasiłku dorobić, choć jeszcze przed rokiem bez trudu znajdował chętnych. Plantator ma więc kłopoty nawet ze znalezieniem Ukraińców i, być może, z powodu nieopłacalności będzie musiał zaorać plantację.
Ministerstwo Finansów też jakby nieco zwątpiło w nagły przypływ dochodów podatkowych dzięki 500 plus. Wypuszcza na rynek specjalne długoterminowe obligacje skarbowe dla beneficjentów programu. Będą oprocentowane bardziej atrakcyjnie niż zwykłe. Może chociaż w ten sposób państwu trochę wydanych pieniędzy się zwróci?