Trzeba przyznać, że są to relacje oparte na wzajemnym szacunku i zrozumieniu. Polska szanuje uchodźców, którzy toną w Morzu Śródziemnym lub żyją w utworzonych dla nich obozach w Turcji, i rozumie, że nie jest im tam łatwo. W zamian Polska wymaga, aby ci uchodźcy zrozumieli i uszanowali stanowisko Polski i Polaków, zgodnie z którym nie są w Polsce mile widziani z powodu swojej religii, swoich obyczajów, a także swoich pasożytów i pierwotniaków.
Bolesnym ciosem w przyjazne relacje Polski z uchodźcami była obietnica rządu PO-PSL dotycząca przyjęcia w ciągu dwóch lat ponad 6 tys. uchodźców przebywających w obozach we Włoszech i w Grecji. Normalność w relacjach z uchodźcami zdołał przywrócić dopiero rząd Beaty Szydło, który zrobił, co mógł, żeby tej obietnicy nie dotrzymać. I chociaż w styczniu MSWiA wydało rozporządzenie przewidujące przyjęcie w 2016 r. maksymalnie 400 uchodźców, to dzięki ofiarności służb państwowych zaangażowanych w pomoc uchodźcom do tej pory do Polski nie przybył ani jeden.
Miesiąc temu służby włoskie i greckie musiały anulować wnioski pierwszych 100 uchodźców, gdyż polskim służbom nie udało się przeprowadzić ich weryfikacji. Polskie służby zapowiadają, że jeśli nie wystąpią nieprzewidziane trudności, to nie uda im się przeprowadzić także weryfikacji pozostałych uchodźców.
Szalenie ważną kwestią jest integracja tych uchodźców, którzy jakimś cudem zdołają do nas przybyć, ale z różnych powodów nie zdołają od nas możliwie szybko wyjechać do Niemiec. Na pytanie, jak tych pechowców integrować, rząd i wielu Polaków odpowiada jasno, że wszystko jedno jak, byle z tą integracją nie przesadzić.