Wracamy do konstrukcji: 8-letnia szkoła powszechna, a potem 4-letnie LO lub 5-letnie technikum – ogłosiła Anna Zalewska.
Anna Zalewska, minister edukacji, zachowała się wobec opinii publicznej jak wobec dzieci: fundamentalne zamiary wobec polskiej oświaty trzymała w tajemnicy niczym w kolonijnych podchodach, by ogłosić je tuż po zakończeniu roku szkolnego. Trudno nie podejrzewać w tym złej intencji: uniknąć debat po pokojach nauczycielskich, rodzicielskich niepokojów, protestów związków nauczycielskich i organizacji edukacyjnych, wyczekujących od miesięcy odpowiedzi na pytania – te praktyczne, zarazem najbardziej elektryzujące i dzielące Polaków, np. o przyszłość gimnazjów. Ale też te głębszej natury: na ile zapowiadana rewolucja dotyczyć będzie programu i podręczników? Jak w praktyce będzie wyglądać deklarowana wychowawcza, patriotyczna odnowa polskiej edukacji?
Trzeba było stu minut cierpliwości, by w jej pełnym szczegółów przemówieniu podczas zorganizowanego z rozmachem zgromadzenia w Toruniu usłyszeć wreszcie, jaki będzie nowy system szkolny. Zatem wracamy do konstrukcji z czasów PRL: 8-letnia szkoła powszechna, a potem 4-letnie LO lub 5-letnie technikum, albo też dwustopniowa (3 plus 2 lata) szkoła zawodowa, zwana teraz branżową, mocno sprzęgnięta z zakładem pracy.
Nowa podstawówka będzie się dzielić na 4-letni poziom wczesnoszkolny i 4-letni gimnazjalny (to kompromis wobec obrońców gimnazjów). Zaplanowano stopniowe wprowadzanie zmian, by kompletny system zadziałał w roku szkolnym 2022–23.
Minister Zalewska przekonywała, że rozwiązanie to jest efektem wielkich konsultacji społecznych „Uczeń.