Kraj

Paganini dyplomacji

Amatorszczyzna naszych mędrców od polityki zagranicznej jest – mówiąc językiem PiS – porażająca.

Prezydent Duda, premier Szydło i minister Waszczykowski płaczą nad rozlanym mlekiem Brexit, a kto jeszcze wczoraj podsycał konflikt z Unią Europejską, przede wszystkim z jej lokomotywą – Niemcami? Kto w Brukseli widział przede wszystkim dyktat i zagrożenie naszych wartości? Retoryka antyunijna PiS była już na tyle silna, że sam prezes Kaczyński zechciał niedawno przypomnieć, iż jesteśmy i będziemy w Unii, a mrzonki o referendum w Polsce należy sobie wybić z głowy.

Dzisiaj czołowi politycy obozu władzy mówią, że Brexit jest smutny. Ale jeszcze niedawno nie szczędzili Unii krytyki i uszczypliwości, widząc w niej przede wszystkim ograniczenie suwerenności i narzędzie dyktatu, głównie Niemiec (stąd nie całkiem przemyślana gra na Wielką Brytanię jako „strategicznego” partnera. Miało to utrzeć nosa Angeli Merkel). Premier Szydło nie omieszkała podkreślić, że opinia Komisji Europejskiej w sprawie praworządności w Polsce nie jest obowiązująca. Opinie organu Unii ostentacyjnie lekceważył Paganini dyplomacji, minister spraw zagranicznych, który najpierw nie miał czasu (!) zapoznać się z unijnym dokumentem w sprawie Polski (bo to „nie jego resort”), potem, po kilku dniach, znalazł chwilę, by zapoznać się z opinią Komisji Europejskiej, ale tylko „pobieżnie”. Ministrowi, z właściwą sobie elegancją, wtórowała minister Kempa, tak zajęta dobrą zmianą, że nie miała kiedy przeczytać opinii z Brukseli. Polskie władze niepotrzebnie uciekały się do arogancji, mogły swoją niezgodę okazać w sposób bardziej elegancki.

Teoretycznie Polska PiS jest za integracją, ale rozumianą jako integracja narodowych, suwerennych państw, czyli za odwrotem w kierunku wspólnoty węgla i stali.

Polityka 27.2016 (3066) z dnia 28.06.2016; Felietony; s. 94
Reklama